Styczeń w kinie zazwyczaj jest najlepszym miesiącem pod względem wysokiej jakości filmów. W końcu do polskich kin wchodzi wtedy większość nominowanych do nagród wszelakich dzieł. Czy tak samo było w tym roku? Przekonajcie się sami.
W jury tradycyjnie:
Michał z Tako rzecze Wiking
Agata z In Love With Movie
Monika z In Love With Movie
Ewa z Popkultura
oraz ja :)
JAK ZOSTAŁEM GANGSTEREM. HISTORIA PRAWDZIWA
AGATA - Coś rewelacyjnego! I to nie tylko, „jak na polski film”, ale tak w ogóle. Świetny montaż, zdjęcia, muzyka (podobno najdroższy soundtrack w naszym kraju, ale to słychać :D), wciągająca i sprawnie poprowadzona fabuła oraz genialni aktorzy każdo-planowi. Poleciłam już niejednej osobie i jak na razie nie usłyszałam słów zawodu :)
MONIKA - To jest jeden z najlepszych polskich filmów gangsterskich jakie widziałam. Ujął mnie od pierwszej minuty, zaskoczył na końcu i trzymał w napięciu przez ponad dwie godziny. Kowalczyk i Włosok genialnie autentyczni. Strasznie podobało mi się, że film nie utonął w przekleństwach jak u samozwańczego króla sensacji Patryka V. Dialogi były autentycznie, forma przekazu światowa, a muzyka doskonała. No i dla mnie osobiście pociski po Masie MAJSTERSZTYK. Swoją drogą to Kowalczyk ma zabójczy radiowy głos.
EWA - Och, mój Ci on! Największe zaskoczenie stycznia 2020. Gdy spodziewaliśmy się nieznośnego paździerza w stylu Vegi, niespodziewanie dostaliśmy nad wyraz dobry film o polskiej gangsterce i bromance w jednym. Brutalny, zabawny, przekonujący do siebie brakiem nadęcia i prawdziwością w sposobie opowiadania. Oglądało się to świetnie, w napięciu, nawiązując więź z bohaterami, którym się mocno kibicowało. Aktorska petarda, której pewnie nikt na żadnym festiwalu nie doceni w tym roku, czyli duet Marcin Kowalczyk i Tomasz Włosok, wznosi ten film jeszcze wyżej, mimo dobrego scenariusza i niezapomnianego klimatu. Maciej Kawulski serwuje nam także najlepszy soundtrack w polskim kinie od lat, bo usłyszeć możemy Moby'ego czy Skunk Anansie. Nie dość, że utwory dobrze wbijają się w rytm filmu, to w dodatku w pewien sposób komentują wydarzenia. Na pewno wrócę do tego tytułu jeszcze nie raz!
MADZIA – Początek roku, polski film, koszmarny plakat, nie najlepszy trailer, a tu takie zaskoczenie! Jak na polski film to jest znakomicie. Ba! Jak na film w ogóle to jest super! Kowalczyk i Włosok dali taki popis aktorski, że mało kto się do nich z polskich aktorów umywa. Cała konwencja w jakiej utrzymany jest film – znakomita. Ogląda się to wybornie. Szkoda tylko, że po pojawieniu się postaci granej przez Frycza, całość zwalnia, przez co zakończenie nie wywołuje takiego efektu jak powinno. Mimo wszystko polecam każdej napotkanej osobie. Tak dobrego polskiego filmu już dawno nie widziałam.
JUDY
AGATA - Szkoda, że bardzo ciekawa osobowość otrzymała taką nieciekawą biografię. Przeraźliwa nuda pozbawiona emocji. W dodatku rola Renee Zellweger jest dla mnie jedną wielką zagadką, bo chyba wszyscy krytycy filmowi na świecie widzieli w niej coś absolutnie rewelacyjnego i wyróżniającego, a ja zobaczyłam co najwyżej nostalgiczną Bridget Jones w rozmiarze XS.
EWA - Co należy zrobić, żeby Hollywood sobie o nas przypomniało? Zagrać w boleśnie sztampowym filmie biograficznym, w którym najważniejszą rolę odegrają za kulisami charakteryzatorzy. Renee Zellweger naprawdę starała się oddać dramatyczną duszę Judy Garland, co szczególnie widać w scenach koncertów czy prób, jednak scenariusz nie dał jej zbyt wielkiego pola do popisu. To kolejna produkcja o spadającej gwieździe, o brutalnej stronie kariery aktorskiej, o wyrobie nastoletnich idoli. Kolejna produkcja z podobnymi scenami walki z własnymi demonami, jak i najbardziej przyziemnymi problemami. Niestety, Rupert Goold zapomniał stworzyć postać z krwi i kości i wyszedł mu film o nudnawym ludziku z paper mache.
MADZIA – Taka ciekawa postać i tak zmarnowany potencjał na świetny film. Judy to film ewidentnie skrojony od początku do końca pod filmowe nagrody. Ot, nic porywającego. Film, o którym po tygodniu zapominamy. I jedynie Renee Zellweger jakoś próbuje ten film swoją grą aktorską ratować. Niestety, przy tak nudnym i sztampowym scenariuszu, za wiele wycisnąć się z tego nie dało.
SOKÓŁ Z MASŁEM ORZECHOWYM
KOTY
AGATA - Strasznie to brzydkie i nudne. A Judi Dench (którą w większości ról uwielbiam) powinna mieć zakaz śpiewania nawet pod prysznicem.
EWA - Ten film składa się z tak wielu złych elementów, że aż ciężko wybrać, co mi przeszkadzało najbardziej. Po pierwsze jest koszmarnie nudno - koty sobie śpiewają, koty sobie znikają, koty sobie chodzą, koty sobie tańczą. I bum, nagle następuje koniec filmu. Po drugie to film, który fizycznie boli. Ciężko uspokoić myśli o tym, jak bardzo chciałoby się wydłubać sobie oczy. CGI tutaj leży i kwiczy, a oglądanie aktorów wyglądających jak stwory kotopodobne zwyczajnie przeraża lub budzi niesmak (zależnie od sceny). Oglądanie Idrisa Elby, który gra kota przebranego za człowieka to niezwykłe doznanie, którego jednak nigdy nie chciałabym doświadczyć. Kolejna sprawa - absolutny brak proporcji w świecie przedstawionym, któremu w ogóle brak jakiejkolwiek konsekwencji. Jednak chyba największym problemem Kotów jest to, że ktoś w ogóle postanowił je przenieść na ekran. Drodzy filmowcy, pamiętajmy, że nie wszystko, co sprawdza się w teatrze, sprawdzi się w filmie.
MADZIA – Ten film jest tak zły, że oglądanie go wręcz boli. Osoba, która jako pierwsza wpadła na pomysł – przenieśmy Koty na ekrany filmowe – powinna ponieść za to surową karę. I po co komu to było? Żeby teraz wszyscy znani, lubiani i podziwiani aktorzy musieli przepraszać, że przyłożyli do tego rękę? Jedynymi plusami w tym filmie są Ian McKellen i Jennifer Hudson, którzy widać, że starają się jeszcze coś ze swoich postaci wydobyć. Reszta – dno totalne!
THE GRUDGE. KLĄTWA
WSZYSTKO DLA MOJEJ MATKI
AGATA - Jeden z tych filmów, któremu naprawdę głupio wystawiać ocenę. Bardzo depresyjny obraz przedstawiający patologiczne działania polskiego systemu (akcja rozgrywa się m.in. w poprawczaku, domu dziecka i w rodzinie zastępczej). Gwarantuję Wam, że zbliżenia na wymiociny, krew i flaki u Vegi są niczym w porównaniu ze scenami działającymi na wyobraźnię w filmie Małgorzaty Imielskiej. Bywały takie momenty, gdy nie tyle musiałam odwracać wzrok od ekranu, co marzyłam też o tym, aby ktoś wyłączył dźwięk. Poza tym, genialny debiut aktorski Zofii Domalik. Mam nadzieję, że dziewczyna nie porzuci swojego powołania.
MAYDAY
AGATA - To po prostu kompletnie nie jest moje poczucie humoru. Przeżyłam straszne męczarnie. Sama nie wiem za co daję aż 2/10 :D
MONIKA - Chciała bym tak krzyczeć słowo "MORDA" jak Woronowicz. Swoją drogą okazało się, że aktor ma niesamowity komediowy potencjał. Dość dużo klozetowego humoru, co bardzo mi przeszkadzało, ale wspomniany aktor z wiejskim akcentem "wynagradzał" ten fakt. Nie widziałam sztuki na której podstawie jest film, ale było lepiej jak myślałam (obstawiałam totalny shit). Swoją drogą od jakiegoś czasu, jak widzę nazwisko Dereszowskiej w obsadzie to wiem, że nie będzie to produkcja najwyższych lotów.
EWA - Przyznam się, bez zbędnego bicia, że naprawdę przez pierwsze 15 minut byłam bardzo pozytywnie nastawiona. Śmiałam się, nie było (jeszcze) kloacznych żartów, punkt wyjścia historii nawet zgrabnie się prezentował. No cóż, ale później, jak to w polskiej komedii romantycznej (?) bywa, posypało się lawinowo. Niesmaczne żarty, dziury scenariuszowe i logiczne jak trzy Rowy Mariańskie, niefortunnie przedstawione postaci kobiece i wciskanie niezwiązanych z fabułą gagów, gdzie tylko się da. Chociaż film ma jeden, całkiem spory przy wszystkich jego wadach, plus. Odkrywa zaskakujący talent komediowy Adama Woronowicza, którego jakiś sprawny reżyser od tego gatunku powinien wziąć w obroty (choć to chyba nie w Polsce).
MADZIA – Szczerze? Przez pierwsze pół godziny filmu zastanawiałam się skąd te wszystkie negatywne o nim opinie. Było zabawnie, było dobrze zagrane, było ciekawe wprowadzenie w fabułę. Niestety, potem było już tylko gorzej. Kloaczne żarty, sceny, które wprowadzone są do filmu kompletnie niepotrzebnie i które wydają się jedynie taką „zapchajdziurą”. Robi się nudno, nielogicznie i wręcz niesmacznie. Na wielki plus Adam Woronowicz, który pokazał, że ma ogromy talent komediowy.
TAJNI I FAJNI
AGATA - Średnio-fajni powinno być w tytule. Kolejna nieszkodliwa, ale przy tym niezapadająca w pamięć animacja. Chociaż kilka scen było całkiem zabawnych, to jednak zdecydowana większość nijaka i przynudzająca. Może w oryginalnej wersji językowej film bardziej by się obronił, ale zupełnie nie czuję potrzeby przekonania się o tym. O ile w ogóle do Polski zawita taka wersja.
EWA - Zabawna i sprawnie zrealizowana animacja z przesłaniem dla dzieciaków, że jednak egoizm i próżność są obecnie mocno przereklamowane. Ważne, że twórcy nie decydują się na wyśmiewanie nerdowego stylu bycia jednego z bohaterów, a raczej skupiają się na wszystkich jego zaletach i ukazują dlaczego nie warto zbyt pochopnie wszystkich osądzać. Jak to wszystkie dobre animacje prawią - koniec końców liczy się to, co każdy z nas ma w serduchu.
MADZIA – Fajna, zabawna, przyjemna bajeczka. Jeśli jako rodzice, chcecie zaszczepić w swoich pociechach miłość do filmów szpiegowskich, Jamesa Bonda itp., polecam pokazać im najpierw ten film. Gwarantuję, że się spodoba 😊
PSY 3. W IMIĘ ZASAD
AGATA - Całkiem spoko sensacyjniak, o którego fabule za kilka miesięcy nie będę w stanie zbyt wiele powiedzieć. Fani serii wyczują we mnie ignorantkę, ale sorry not sorry, nie jestem w stanie zrozumieć kultowości tego tytułu. Tzn. nie rozumiem nawet kultowości dwóch poprzednich części, bo trójce nie wróżę już takiej przyszłości. To kino niezłe, ale zupełnie nic poza tym. Aktorska starszyzna jest śmieszna, a ich gra wręcz komiczna (zwłaszcza pan Pazura nie umie w dramaty). Poza tym, motywy działań bohaterów są, lekko mówiąc, od czapy i bardzo trudno w nie uwierzyć (tak wiem, to kino akcji i rządzi się ono swoimi prawami, ale nadal.. WTF?!). Największy plus za muzykę, która doskonale nawiązywała do filmów z lat 90-tych oraz za młodsze pokolenie aktorów. Chłopaki dają radę.
EWA - Jestem ogromną fanką poprzednich części i staram się powtarzać historię Franza przynajmniej raz w roku. Nie jestem być może najbardziej wiarygodnym widzem, jednak nawet fanom trudno zignorować niedociągnięcia Psów 3. Chociaż rączki same się zacierają, gdy tylko widzimy Bogusia Lindę na ekranie, to nie można zignorować wrażenia, że Pasikowski zrobił ze swojego sztandarowego bohatera starego dziada, z którego wszyscy się śmieją. Niby logiczne, tyle lat minęło. Franz co prawda ostatecznie pokazuje, że rdza go jeszcze nie pokryła, jednak miałam niekiedy wrażenie, że odebrano Franzowi jego godność. Pasikowski na siłę próbuje także odhaczyć wszystkie elementy charakterystyczne dla pierwszej i drugiej części trylogii, co niekiedy wychodzi karykaturalnie. Skoro ponarzekałam, to teraz mogę się pozachwycać. Cudownie znowu było poczuć klimat tej historii, na której, mimo jej kultowości, zaczął osiadać kurz. Świetnie wypada tutaj aktorska trójca – Dorociński, Linda i Pazura. W szczególności swoje pięć minut święci ostatni z nich, przypominając widzom, dlaczego Czarek zdobył nasze serca w latach 90.
MADZIA – Od razu się przyznam bez ogródek, że nie jestem fanką Psów. Widziałam chyba tylko pierwszą część i to na tyle dawno, że już niemal nic z niej nie pamiętam. No, ale Pasikowski nagrał nowy film – koniecznie trzeba iść do kina. A mogłam sobie jednak ten seans odpuścić. Przez cały film miałam wrażenie, że chyba jednak coś mi się pomyliło i jestem na filmie Vegi. Dialogi w Psach są dokładnie na takim poziomie. Ilość bluźnierstw przekracza granice zdrowego rozsądku. Luki w scenariuszu, brak logiki. Masakra totalna. Pasikowski chciał przenieść bohaterów Psów w dzisiejsze czasy, ale nie bardzo mu się to udało. Na wielki plus Cezary Pazura. Dawno nie widziałam go w tak dobrze zagranej roli. Aż miło było popatrzeć.
GORĄCY TEMAT
AGATA - Kupił mnie ten film! Dobry pomysł z podzieleniem go na 2 części, czyli „życie redakcji” + „życie pracowników redakcji”. Oddzielająca te dwie części scena w windzie, znana chociażby z plakatu, jest dosłownie nafaszerowana napięciem i pozostawia z niedosytem widza, który liczył na zdecydowanie więcej spotkań blond-trójcy. To, co podobało mi się chyba najbardziej, to fakt, że głośny (a zatem i chwytliwy) wątek #metoo nie został przedstawiony w tani, kontrowersyjny sposób. Jest wręcz przeciwnie – film z klasą i chłodem, ale jednocześnie nie bez emocji, pokazuje, jak wiele płaszczyzn współtworzy ten problem oraz dlaczego przez dziesiątki lat był on zamiatany pod dywan. Gorący temat dobrze ogląda się, jako uzupełnienie serialu The Morning Show.
MONIKA - Gdy tylko zobaczyłam zwiastun w listopadzie, pomyślałam: "O mój Boże! Najlepsza z możliwych ekipa aktorek, nośny temat, będzie git (I hit)!". Popędziłam do kina w dniu premiery na godzinę 10 i... wracałam z mieszanymi uczuciami. Moim zdaniem film był zachowawczy, bardzo poprawny. O wiele "mocniej" traktuję temat The Morning Show (polecam bo Aniston gra tam "życiówkę") i Na cały głos. Z jednej strony nie można się przyczepić, bo było naprawdę ok, ale zabrakło mi "tego czegoś". Jak na taki temat o wiele za szybko się o tej produkcji zapomina.
EWA - Gorący temat porusza wiele kwestii molestowania seksualnego w pracy, nie tylko opierając się na wydarzeniach w telewizji Fox. To chyba najmocniejszy punkt produkcji – wielowymiarowość spojrzenia na tak poważny problem i dojście do wniosku, że co z tego, że kobiety mogą walczyć, mogą się nawet solidaryzować (chociaż film pokazuje, że często tego nie robią, osądzając się nawzajem gorzej niż osądzają ich mężczyźni), mogą tworzyć pozwy, jednak takie sytuacje nadal są i mają się, niestety, zadziwiająco dobrze. Aktorsko to majstersztyk , zarówno biorąc pod uwagę trzy główne aktorki, jak i Johna Lithgowa wcielającego się w głównego oprawcę. Zabrakło mi jednak w tym wszystkim bardziej równego scenariusza, który jednak nie wykorzystuje sposobu opowieści, na jaki zdecydowali się twórcy.
MADZIA – Szanuję za wielowymiarowość, szanuję za grę aktorską, bo jest na najwyższym poziomie. Jednak czegoś mi w tym filmie zabrakło. Jak na taki temat jest on za mało dosadny, dobitny. Za szybko po seansie się o nim zapomina. A szkoda. Bo potencjał był ogromny.
DOKTOR DOLITTLE
AGATA - Lekkie, zabawne, familijne kino. Polecam w oryginalnej wersji językowej.
EWA - Wbrew powszechnej opinii – bawiłam się na Doktorze znakomicie. To taki rodzaj filmu, dzięki któremu robi się cieplej na sercu i oglądasz go przez cały czas z wielkim uśmiechem na twarzy. Nie przeszkadza, że Robert Downey Jr. znowu gra samego siebie, że wszystko przypomina nieco filmy w stylu W 80 dni dookoła świata. Wszystko, łącznie z CGI, ładnie się zgrywa, tworząc fajną produkcję z uroczym przesłaniem i uroczymi bohaterami. Niestety, widziałam jedynie wersje z dubbigiem (który wyszedł całkiem nieźle), jednak kto tylko może niech obejrzy wersję z napisami, bo tam same castingowe perełki.
MADZIA – O Boże, jakie to było dobre! Nie spodziewałam się kompletnie. Tak uroczej, przyjemnej, „odmóżdżającej” przygodówki nie widziałam dawno. Idealne na wieczór po stresującym dniu. Uśmiech nie schodził mi wręcz z twarzy przez cały seans. Przeżyłam nawet dubbing (!), którego w filmach aktorskich nie znoszę.
1917
AGATA - Sposób, w jaki film został nakręcony – rewelka. Aktorsko też super, ale bzdury w fabule były do tego stopnia irytujące, że nie jestem w stanie przesadnie pochlebnie wypowiedzieć się o tym tytule. Może też przesyt kinem wojennym sprawia, że oczekuję już od tych filmów czegoś oryginalniejszego (piąteczka, Jojo!). Choć przyznaję, że początkowe sceny kupiły mnie totalnie.
MONIKA – „Fabuła do dupy" - tak można by skrócić wszystkie recenzje, które przeczytałam przed filmem. Poszłam więc dla tej wyjątkowej formy, gdzie kamera podąża za bohaterem, a montażu praktycznie nie widać (bo jest tak świetny). I powiem tak - zaskoczyłam się absolutnie na plus. Moim zdaniem ten film złapał kwintesencję wojny. Decyzyjni stojąc w bezpiecznym miejscu obgadują strategię, a szeregowi brodząc w błocie i między trupami muszę te decyzje wykonywać. I dla czego? Dla kawałka blachy z wstążeczką. Gdyby wyciąć te sceny gdzie mamy do czynienia z MacGayverem wojny to już w ogóle była by petarda. Nie jestem fanką kina wojennego, ale tutaj nie nudziłam się ani minuty. Oscar za montaż (a raczej jego brak).
EWA - Największe rozczarowanie stycznia. Ponoć oscarowy pewniak, a mnie pozostawił z bardzo obojętnym „meh”. Ugrzeczniona wojna, w której nie było miejsca na dosadność w formie emocjonalnej. Fenomenalny montaż i praca kamery, jednak w obliczu absurdalnych scen dziejących się od połowy filmu, w których dramatyzm piętrzy się na siłę, a nie stąd, skąd wynikać powinien (tęsknota za rodziną, utarta przyjaciół, zmęczenie i brak nadziei wśród żołnierzy), nie mogą uczynić tego filmu czymś więcej niż jest.
MADZIA – Ale, że nominacja do Oscara w kategorii najlepszy film? Serio? Tak słabego filmu wojennego dawno nie widziałam. Kolejna styczniowa premiera, która ma tyle luk w scenariuszu, że chciałoby się iść do scenarzysty z listą pytań. Byłam na nim w IMAX-ie i żałuję, bo równie dobrze można go obejrzeć w 2D. IMAX, niestety, nic tu nie wnosi. Brakowało tylko jakiegoś ckliwego romansu w tle. Na plus na pewno zdjęcia, aktorstwo i ciekawa zmiana głównego bohatera w trakcie filmu.
JOJO RABBIT
AGATA - Świetny scenariusz i przegenialni aktorzy. Pamiętam, że po wyjściu z kina byłam trochę rozczarowana, że to nie komedia, a komediodramat, ale z perspektywy czasu już aż tak bardzo mi to nie przeszkadza. Trzeba zaznaczyć, że nie jest to film, który robi sobie jaja z wojny. To kino o dziecięcej wyobraźni oraz o tym, że dobre serce wygrywa nawet wtedy, gdy otaczająca, nazistowska rzeczywistość jest jedyną, którą mała istota poznała w swoim życiu. Warto obejrzeć.
MONIKA - Kolejne zaskoczenie miesiąca! Tym razem liczyłam na komedię, a tu przemyślane elementy dramatu. Kolejna propozycja o tematyce wojennej tego miesiąca. Film inny niż wszystkie, z perspektywy dziecka, psycho-fana Hitlera. Podobał mi się ten pryzmat dziecka, który patrzy na świat zero-jedynkowo, wyprany przez hitlerowską propagandę.
EWA - Waititi, choć nie jako pierwszy w świecie kultury, pokazuje, że o wojnie lub o złych ideologiach można mówić w inny sposób. Ich przedstawienie za pomocą postaci małego chłopca, który nie bardzo rozumie, czym są symbole, które nosi, jednak pozwalają mu przynależeć do jakiejś grupy. Wyimaginowany przyjaciel Jojo, Adolf Hitler, to w jego wyobrażeniu miły, ciepły człowiek, który zawsze służy radą. Film jednak jest najlepszy, gdy zaczyna być poważnie, a kończą się elementy komediowe. Matka Jojo, grana przez Scarlett Johannson, oraz postać kapitana, granego przez Sama Rockwella, to najlepsi bohaterowie wykreowani przez reżysera, ponieważ najbardziej ukazują złożoność decyzji, jakie podejmowali ludzie w tamtym czasie. Cudnie, że Johannson otrzymała nominację, jednak bardzo szkoda, że pominięto Rockwella.
MADZIA – Jaki to jest dobry film!!! Widziałam już dwa razy i pewnie obejrzę jeszcze nie raz. Waititi po raz kolejny udowadnia, że jest genialnym reżyserem, a jego wizja wojny z perspektywy dziecka jest znakomita! PS. Sam Rockwell wymiata! :D
BAD BOYS FOR LIFE
AGATA - Lubię, gdy w kinie akcji pojawiają się heheszki z kina akcji, a tutaj na pewno tego nie zabrakło. Przyjemne i typowe kino rozrywkowe, ale chwilowo mam uczulenie na Bad boys, bad boys whatcha gonna do, whatcha gonna do? When they come for youuuuuu :P
EWA - To naprawdę jeden z najlepszych powrotów serii w ostatnich latach. Twórcom udaje się coś, co np. nie udało się za bardzo Pasikowskiemu w nowych Psach. Zdają sobie sprawę z tego, ile lat minęło, że Smith i Lawrence to już panowie po pięćdziesiątce i zgrabnie czerpią z tych faktów korzyści. Mamy tutaj też kontrapunkt w postaci nowych bohaterów, których pojawienie się sprawia, że zestawiamy stare podejście policji i załatwiania spraw z nowym. Dodatkowo możemy tutaj mówić o rodzinie niekoniecznie powiązanej więzami krwi (trochę jak w Szybkich i wściekłych). Niektóre elementy komediowe o wiele lepiej się sprawdzają w Bad Boys for Life niż w samych Bad Boys. Świetnie się to ogląda, bo to pierwszorzędna kinowa rozrywka. Ba, paradoksalnie chyba to właśnie jest moja ulubiona część serii.
MADZIA – Przeniesienie bohaterów filmu naszej młodości (w sumie to nawet lat dziecięcych 😉) do dzisiejszych czasów wyszło świetnie. To co nie udało się Pasikowskiemu w Psach, udało się El Arbiemu w Bad Boys. Panowie swoje lata już mają, ale nadal wymiatają! 😊 Jest to zdecydowanie rozrywka na poziomie. Dla fanów Bad Boys pozycja obowiązkowa.
RICHARD JEWELL
AGATA - Wszystko jest tu takie bardzo poprawne. Niby dobre, ale nie aż tak, żeby wieczorami rozmyślać nad tematem. Aktorzy, jakże by inaczej, świetnie sprawdzają się w swoich rolach. Ale nominację do wiadomo czego dla aktorki drugoplanowej odbieram Kathy Bates i bez wahania wręczam Olivii Wilde. Do twarzy jej z takim wyrachowaniem.
MONIKA - Strasznie szkoda mi było głównego bohatera więc na pewno mogę powiedzieć, że historia mnie ujęła. Jednak obawiam się, że po jakimś czasie będę pamiętać jedynie znakomitego Paula Waltera Hausera i Sama Rockwella.
EWA - O tym filmie wystarczyłoby napisać, że to Clint Eastwood, rocznik 2020 i wszyscy wiedzieliby czego się spodziewać. Społeczny temat, oparty na prawdziwej historii, z przejmującymi bohaterami, którzy są bardzo konsekwentnie poprowadzeni i o których dostajemy na tyle dużo informacji, aby móc dobrze przyjrzeć się ich działaniom i motywacjom. Eastwood mierzy się z konsekwencjami pragnienia zrealizowania amerykańskiego snu, który dla Amerykanów staje się niekiedy przekleństwem i ich własną pułapką. To też kolejny film o tym, jak wielkie znaczenie mają media i jak one kreują nasze pojmowanie rzeczywistości. Eastwood to genialny reżyser, więc warsztatowo to kolejne arcydzieło w jego dorobku. To także kolejny w styczniu film z niesamowitymi aktorskimi popisami, w szczególności Sama Rockwella i Paula Waltera Hausera.
MADZIA – Rozmawiałam z kimś niedawno o filmach Clinta Eastwooda i niestety zauważyłam pewną zależność. A mianowicie – najlepsze filmy reżyserowane przez Eastwooda to te, w których Eastwood także gra. Richard Jewell do najlepszych się nie zalicza. A szkoda, bo (podobnie jak w przypadku Judy) potencjał na świetny film był. Wyszedł jednak trochę film telewizyjny, który warto gdzieś tam sobie w zaciszu domowym kiedyś przy okazji obejrzeć, ale na kino raczej szkoda pieniędzy. To, co podobało mi się w nim najbardziej to fakt, że do samego końca nie wiemy tak naprawdę czy tytułowy bohater jest winny czy też nie. PS. Sam Rockwell wymiata! 😊
ŚNIEŻKA I FANTASTYCZNA SIÓDEMKA
MADZIA – Od kilku już lat siedzę mocno w koreańskiej kulturze – muzyka, filmy, seriale – jestem z tym wszystkim na bieżąco. Wiedziałam, że Koreańczycy kręcą świetne horrory, kryminały, dramaty, ale żeby animacje? W zeszłym roku zdecydowanie brakowało mi takich właśnie animacji – pięknych, z mądrym przesłaniem, a przede wszystkim nie cukierkowych. Jestem pewna już teraz, że będzie to jedna z najlepszych animacji tego roku.
MAŁE KOBIETKI
EWA - Jak dobrze, że Greta Gerwig zdecydowała się zrobić ten film. To jeden z tych filmów, które zdecydowanie zaliczę do kategorii „potrzebne”. Pozostając w czasach wojny secesyjnej, czyli w czasie, w którym rozgrywała się tytułowa powieść, uwspółcześnia opowieść Alcott, ukazując jej uniwersalny wymiar. Świetnym rozwiązaniem okazała się nie linearność w jej przedstawieniu, dzięki czemu jesteśmy w stanie lepiej zrozumieć wybory sióstr March oraz uważniej przyjrzeć się wydarzeniom, które do nich doprowadziły. To jednocześnie film o kobiecych wyborach, o siostrzanych więzach, o tym, że nasze wyobrażenia o przyszłym dorosłym życiu rozmijają się bardzo często z rzeczywistością, jak i o tym, że mężczyźni nie mają do końca wstępu w nasz świat. Gerwig cudownie dobrała wszystkie aktorki do postaci kobiecych i widać, że każda z nich idealnie czuje się w skórze danej kobiety w rodzinie March (bo nie mowa tu tylko o siostrach). Genialne oddzielenie czasu niewinności, dorastania, powolnego wychodzenia z domu od przyszłego czasu „dorosłego” za sprawą kolorystyki zdjęć sprawiło, że łatwo jest te dwie płaszczyzny czasowe rozgraniczyć. Bardzo, bardzo dobry film, do którego z pewnością będę wracać.
MADZIA – Jaki ten film był piękny. Nie czytałam książki, ale już się za nią zabieram, bo widzę, że wiele straciłam. A wracając do filmu – ryczałam jak bóbr. Aktorsko powala. Nawet Chalamet, którego naprawdę nie znoszę i który zazwyczaj utrudnia mi oglądanie filmów swoim w nich udziałem, tutaj nie dość, że mi nie przeszkadzał, to wręcz idealnie mi do swojej roli pasował. Dla osoby, która nie czytała książki, ani nie widziała żadnych wcześniejszych jej ekranizacji / adaptacji, momentami ciężko się połapać co się dzieje, bo jednak sporo jest skakania w czasie. Jednak, o dziwo, nie męczy to tak bardzo jak mogłoby się wydawać.
GŁĘBIA STRACHU
EWA - Nudny, wtórny horror prawie-kosmiczny, bo osadzony w głębinach oceanu. Nic w tym filmie nie przykuło mojej uwagi za wyjątkiem niezłego punktu wyjściowego i zabawnej męskiej postaci, która dość szybko umiera. Nieudolne połączenie Obcego i Głębi - bez ich klimatu i przenikliwości. Mocno odradzam.
MADZIA – Nie, nie i jeszcze raz nie. Już po zwiastunach wiedziałam, że nie będzie to dobry film, ale liczyłam chociaż, że będzie się można dobrze na nim bawić, że będzie mógł służyć jako swego rodzaju „guilty pleasure”. Niestety nie. Podejrzewam, że twórcy chcieli nam dać nowego Obcego, a wyszło jak zawsze, czyli źle. Stewart nadal jest irytująca i nadal ma tylko jedną minę (mogłaby wziąć przykład z Dakoty Johnson, która chyba nauczyła się grać). Podobało mi się jednak to, że mimo wszystko „główne skrzypce” grają tutaj kobiety (nie chcę wam spoilerować zakończenia), nawet jeśli przez większość filmu biegają w samej bieliźnie.
MAŁGOSIA I JAŚ
EWA - Minimalistyczny w formie (i budżecie) feministyczny retelling baśni braci Grimm. Ciekawy plot twist, zmiana priorytetów u tytułowych postaci, mocny klimat mroku i niewiadomego, gdzie strach wynika raczej z mistycyzmu niż z przerażających istot. Fantastyczny pomysł!
MADZIA – Boże, jak dawno nie widziałam tak klimatycznego horroru. Film utrzymany jest w klimacie oryginalnych baśni braci Grimm (zanim wszystko zostało ugładzone i polane lukrem). I to działa baaaaardzo na jego plus. Ten film nie potrzebuje jump scare’ów, nie musi nas straszyć żadnymi potworami. A i tak przez cały czas siedzimy jak na szpilkach, czekając co się za chwilę stanie. No i ten zwrot akcji na koniec. I ten zwrot akcji w połowie. Och! Bajka! 😊
PREMIERY PRODUKCJI STREAMINGOWYCH BEZ PREMIERY KINOWEJ
NIEOSZLIFOWANE DIAMENTY
PODSUMOWANIE OCEN
W związku z naszą dobrą frekwencją w kinach w styczniu wracamy do pierwotnego założenia, czyli żeby film mógł zostać uznany najlepszym bądź najgorszym filmem miesiąca, musiała go widzieć przynajmniej trójka z nas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz