Plakaty do filmu są moim zdaniem naprawdę brzydkie. Przynajmniej wszystkie, które widziałam.
Nareszcie wczoraj, z olbrzymiastym opóźnieniem poszłam do kina na "Avengers". Jako że strasznie boli mnie to, że film można obejrzeć jedynie w wersji 3D wybrałam mniejsze zło i siedziałam godzinę w kinie byleby tylko nie iść na wersję z dubbingiem.
"Avengers" to film, w którym wszyscy super bohaterowie łączą swoje siły w walce przeciw złemu bratu Thora - Lokiemu. Mamy tu więc Iron Mana, Kapitana Amerykę, Hulka, Thora, Czarną Wdowę i Hawkeye'a. Powiem szczerze, że do tej pory (chociaż uwielbiam wszelkie filmy o super bohaterach) nie widziałam ani "Thora" ani "Kapitana Ameryki". Film jest jednak skonstruowany w taki sposób, że właściwie nie musimy znać losów poszczególnych postaci żeby zrozumieć fabułę. Może jedynie "Thora" obejrzeć by się przydało, bo to w końcu jego brat jest tu czarnym charakterem, ale jeśli ktoś "Thora" nie widział to nie znaczy, że filmu nie zrozumie. Moim ulubionym bohaterem spośród tej szóstki jest zdecydowanie Iron Man. Pierwszy film o nim widziałam chyba ze dwadzieścia razy, a samego Roberta Downeya Jr. kocham miłością nieprzerwaną od kiedy to jako kilkunastoletnia dziewczyna zobaczyłam go w roli faceta Ally McBeal:) Na drugim miejscu stawiam Hulka. Szczerze powiedziawszy byłam strasznie zawiedziona, że roli Hulka w "Avengers" nie otrzymał Edward Norton, bo to właśnie on jest moim ulubionym zielonym potworem, ale po obejrzeniu filmu doszłam do wniosku, że w wykonaniu Marka Ruffalo Hulk na niczym nie traci, a może nawet zyskuje. Po głębszym zastanowieniu sądzę, że Norton jest zbyt pewny siebie do dialogów Bannera z "Avengers". "Kapitana Ameryki" nie oglądałam więc Chrisa Evansa kojarzę bardziej jako Żywą pochodnię z "Fantastycznej czwórki" i powiem szczerze, że nie przepadam za tym aktorem (chociaż podobał mi się w "Push"), ale Kapitan Ameryka jako ten, który nareszcie wziął się w garść i zaczął "rządzić" w tej zbiorowości bohaterów wypada naprawdę znakomicie i przekonująco. "Thora" nie oglądałam także więc nie zachwycałam się nad Chrisem Hemsworthem i chociaż naprawdę mi się spodobał w "Avengers" i czuję, że muszę jak najszybciej nadrobić nie obejrzany do tej pory film, to jednak przyznam szczerze, że bardziej od Thora podobał mi się jego przyrodni brat. Loki jest tutaj jednocześnie złowieszczy i momentami nawet przerażający, ale przez większość czasu także zabawny. I to zabawny w pozytywny dla niego sposób.
Cały film prezentuje się naprawdę dobrze, a to za sprawą Jossa Whedona, którego to uwielbiam od momentu kiedy to obejrzałam "Dr. Horrible's sing-along blog" (http://nieco-inna.blogspot.com/2012/01/40-minut-dobrej-rozrywki.html). Whedon to człowiek, który potrafi połączyć dobry żart z poważnymi sytuacjami i naprawdę dobrymi i wcale nieprzesadzonymi efektami specjalnymi. Efekt jest świetny chociaż przyznam, że kiedy usłyszałam o pomyśle połączenia wszystkich super bohaterów w jednym filmie to sądziłam, że będzie to totalna klapa. Polecam więc ten film każdemu, kto jeszcze go nie widział.
PS. Kiedy wyszłam z kina nie mogłam powstrzymać się przed wejściem do Empiku i wyszłam stamtąd z piękną książką "Marilyn. Żyć i umrzeć z miłości." xD