No cześć. Dawno mnie tu nie było. Ale przybywam ze znakomitymi wieściami. Mam dla Was podsumowanie kwietniowych premier przygotowane specjalnie dla Was przez najlepszych blogerów filmowych, czyli:
- Agata z In Love With Movie
- Michał z Tako rzecze Wiking
- Ewa z Popkultura
- no i ja :)
No to zaczynamy! :)
SHAZAM!
AGATA - Liczba przewałkowanych już tysiące razy nieśmiesznych
sucharów przebiła w tym filmie wszystkie akceptowalne normy. A gdy połączymy to
ze średnio-ciekawą fabułą oraz mocno-drewniakowym aktorstwem, to otrzymujemy
miksturę, którą ciężko strawić bez popitki.
MICHAŁ - Ten film
potwierdza jedynie moją wcześniejszą tezę, że dobry Aquaman był wypadkiem przy pracy. Shazam Wykrzynik przypomniało mi, dlaczego tak hejtuję „produkcje”
DC. „Dzieło” Sandberga jest nudne, za długie, fatalnie zagrane i ma żenujące
efekty specjalne. Nic tu nie trzyma się kupy, bzdura goni bzdurę, a „poczuciem
humoru” zawstydzono tu nawet suchary Karola z Familiady. Paździerz ten starają się ratować przeciętne zdjęcia i
przeciętna muzyka, ale to coś mogło uratować tylko jedno: zniszczenie
wszystkich kopii tego wypierdka. DC ssie!
MADZIA – Ten film
to jedna wielka masakra. Całość jest nieciekawa, słabo zagrana i po prostu,
najzwyczajniej w świecie nudna. Zachary Levi w tym filmie to wielka bela
drewna. Gdyby to chociaż zabawne było, to możnaby niektóre rzeczy twórcóm tego
czegoś wybaczyć, ale suchary, które w filmie padają są tak słabe, że aż
nieśmieszne.
IMPOSTOR
MICHAŁ - Ktoś tu
chciał się pokusić na coś nawet oryginalnego: zrobić ze zwykłego horroru coś, w
czym główną rolę odegrają metafory. I jak możecie się domyślić – misja
zakończyła się fiaskiem. Początkowe minuty intrygują, zapowiadają naprawdę
niezłe kino, potem jednak wszystko się sypie, a szczyt idiotyzmu produkcja ta
osiąga w totalnie beznadziejnym finale. Film ten zasługuje jednak na jedną
ogromną pochwałę: zdjęcia są naprawdę kapitalne. Szkoda, że pozostała część
produkcji nie osiągnęła ich poziomu…
MADZIA – Przez cały
seans miałam poczucie, że twórcy chcą zrobić coś w stylu Babadooka, czyli horror, który tak naprawdę do końca horrorem nie
jest. I szło im to nawet całkiem nieźle przez jakieś pierwsze 20 minut. A potem
wszystko się powoli sypało aż do finału, który jest tak żałosny, że to
przechodzi ludzkie pojęcie.
WILCZE ECHA
AGATA - Głębia
fabuły z pewnością nie była wprost proporcjonalna do głębi oceanu na ekranie,
chociaż początkowe sceny niosły obietnicę czegoś nowego, nieco ambitniejszego i
ciekawszego od pozostałych przedstawicieli tego gatunku filmowego. Szkoda Omara
Sy na takie słabiaki. Aktor udowodnił już, że w poważnych, dramatycznych rolach
sprawdza się równie dobrze, co w tych komediowych, jednak w Wilczych echach nie
miał nawet szansy przypomnieć o tym widzom.
MICHAŁ - Wiecie
co było najlepsze w tym filmie? Napisy końcowe, bo przynajmniej mogłem wyjść
już z projekcji. Wilcze Echa to jedna
z najgłupszych produkcji ostatnich lat, w której bohaterowie-debile wykonują
jakieś debilne misje w debilny sposób. Przez prawie całą projekcję (pierwsze
minuty nie wróżą tak głupiego filmu, są naprawdę niezłe) macie facepalma, że
jakiś scenarzysta stworzył tak bezdennie głupią fabułę, a co gorsze, że
producentom udało się zatrudnić do tego choćby Omara Sy. Pamiętacie scenę z
łodzią podwodną z Szybkich i Wściekłych 8?
To powiem Wam, że była turborealistyczna, jeśli spojrzymy na to, co wyprawia
się w Wilczych Echach (a te udawały,
że aspirują do czegoś bardziej realistycznego)… W pewnym momencie miałem
autentycznie dość tego, że widzów traktuje się tu jak debili, którzy łykną
każdą bzdurę zaserwowaną przez twórców. Lepiej się utopić niż to oglądać.
AFTER
MADZIA – Byłam pewna,
że nie da się stworzyć nic gorszego niż Zmierzch
czy 50 twarzy Greya. Jakże się
myliłam! Dno totalne! Omijać szerokim łukiem!
HELLBOY
AGATA - Flaki, krew, flaki, krew,flaki, krew. To jedyna
konsekwencja, jaką zauważyłam w Hellboy’u.
Akcja filmu została poprowadzona bardzo nierówno – momentami dzieje się
mnóstwo, głośno i szybko, a momentami nie dzieje się nic. Poza tym, nie
wszystkie rozwiązania fabularne są dostatecznie dokładnie wyjaśnione oraz
umotywowane. Trochę na zasadzie: nie wiem co w tym przypadku zrobić, więc ten
wątek już porzucę i będzie git. Ale nie jest.
MICHAŁ - Film ten
nie był tak fatalny, jak oczekiwałem, ale też daleko mu do bycia dobrym. To
chaotyczna, cholernie krwawa i wulgarna produkcja, która czasem nas rozbawi
(suche żarty, ale czasem pasują do akcji), ale głównie nudzi strasznie szybko
przeskakującymi scenami, które przeważnie nawet się ze sobą nie łączą. Tak, ten
film montował chyba człowiek od Patryka Vegi. Fabuła nie trzyma się kupy, a my
nie mamy tu nawet komu kibicować. Hellboy
w wydaniu Harboura ujdzie, ale szału nie robi (fatalna charakteryzacja)
– pozostali aktorzy dostosowują się do jego przeciętnego poziomu (za wyjątkiem
Milli Jovovich, która jest totalnie żenująca). Seans mija co prawda szybko,
jednak na napisach końcowych nie czujemy żadnej satysfakcji, a po pięciu
minutach już totalnie nie pamiętamy o tej produkcji. A można było dać siano dla
del Toro, by razem z Perlmanem stworzyli kolejne arcydzieło…
BELZEBUB
MADZIA – Byłam tym
filmem naprawdę zaskoczona. Poszłam na niego bo musiałam jakoś zapełnić dziurę
między Impostorem a Avengersami. Pomimo tego, że Meksykanie mają
niezły dryg do horrorów, nie spodziewałam się niczego dobrego, a raczej czegoś
na poziomie Impostora. No i wyszłam z kina zaskoczona. Belzebub nie jest może typowym horrorem, ale jest naprawdę
niezłym filmem. To taki kryminał z wątkiem satanistycznym i kilkoma zjawiskami
nadprzyrodzonymi. Może nie w kinie, ale w domu warto się zapoznać.
PRAZIOMEK
EWA - Niezwykle
sympatyczna animacja poklatkowa (dlaczego ich coraz mniej?!), która sprawi
frajdę, zarówno młodszemu, jak i starszemu widzowi. przepełniony jest akcją
niepozwalającą ani na chwilę na nudę. Dla dziecka będzie to przepiękna opowieść
o przyjaźni, dla dorosłego - o tolerancji, akceptowaniu różnic kulturowych, a
przy okazji wnikliwy komentarz do współczesnej sytuacji kobiet w świecie przez
pryzmat kolonialnego świata. Jednak dla obu tych grup z pewnością okaże się
przezabawnym i ciepłym seansem.
AVENGERS: KONIEC GRY
MICHAŁ - Czy pod
względem rozmachu jest to największy film w historii? Tak. Czy pod względem
ilości głośnych nazwisk jest to największy film w historii? Tak. Czy za naszego
życia powstanie coś równie epickiego? Nie. Avengers:
Endgame to dzieło epokowe, najważniejszy film, jaki kiedykolwiek trafił na
ekrany (kto twierdzi inaczej niech spojrzy w „cyferki”, które spowodowały, że
ludzie w Disneyu mogą sobie z dolarów samolociki do zabawy robić). To
podsumowanie całej historii MCU i przepiękny hołd braci Russo dla bohaterów,
których tak kochaliśmy oglądać w kinach. To dzieło, o którym będą rozmawiać
przyszłe pokolenia, to kino niezwykłe pod każdym względem. A jako, że trzymam
się zasady #dontspoiltheendgame, to nic więcej tu nie napiszę. No może prócz
tego: kto nie widział, niech nadrabia i to natychmiast, bo historia dzieje się
na naszych oczach.
EWA - Film epokowy
przez jego znaczenie dla całego pokolenia kinomanów. Majstersztyk będący laurką
dla geeków, którzy przez jedenaście lat pokochali swoich superbohaterów, ich
świat i easter eggi. Przepraszam, ale nie umiem chyba już pisać o tekstach
kultury, które mnie tak ekscytują i wywołują we mnie tyle pozytywnych emocji (i
łez też!). :)
MADZIA – Najlepszy film
roku? Zdecydowanie tak! Najlepszy film dekady? Prawdopodobnie tak. 3 godziny
jazdy bez trzymanki. Tylu emocji w ciągu jednego seansu nie doświadczyłam już
dawno. Śmiałam się i płakałam. I zdecydowanie pędzę do kina na kolejny seans.
Nie ma co za dużo o tym filmie mówić – to po prostu trzeba zobaczyć.
VOX LUX
EWA - Brady Corbet
stara się dokonać jakiejś mrocznej, przerażającej analizy współczesnego świata.
Świata, w którym obok siebie żyją terroryzm wraz z kultem konsumpcjonizmu,
wykreowanych jednostek ze świata mainstreamu, którym wszyscy hołdują. Takie
zestawienie wydaje mi się jednak zbyt proste, aby miało tę siłę, którą chciałby
przekazać reżyser. Siła tkwi gdzie indziej.To produkcja mocno emocjonalna,
którą trudno odebrać na chłodno w kontekście naszego codziennego życia czy
otaczającej nas rzeczywistości. Wszystko ujęte jest w świetnie skomponowane
kadry, przejmujące zimnymi barwami, a całość kończy się koncertowym widowiskiem
pokrytym brokatem (swoją droga - mocno zbliżonym do przekazów z Youtube’a, a
nie reżyserii koncertowej). Największym plusem filmu pozostaje jednak postać
głównej bohaterki oraz wcielająca się w nią Natalie Portman. To dualizm jej
natury zdaje się być tą siłą Vox Lux,
która napędza cały obraz. Połączenie przerażonej, bezbronnej dziewczynki z
ekstrawertyczną gwiazdą pop chcącą dać ludowi, choć chwilę wytchnienia od
codziennych trosk, w jednym ciele to jest coś, co przemawia do widza oraz daje
punkt wyjścia do głębszej refleksji. P.S. Jude Law jak zwykle bezbłędny, a
okraszenie filmu głosem Willema Dafoe (jako narratora) dodaje mu głębi!
PODSUMOWANIE W OCENACH
Standardowo - przy wyborze najlepszego i najgorszego filmu miesiąca bierzemy pod uwagę te filmy, które obejrzały przynajmniej 3 osoby.