wtorek, 27 października 2015

6. FKA - DZIEŃ 4. Czarodziejska Góra (2015), Młodość (2015), Sicario (2015)...

Niedziela. Ostatni dzień festiwalu. I znowu trzy obejrzane filmy. I to najlepsze filmy z całego tegorocznego festiwalu (oczywiście, biorąc pod uwagę tylko te filmy, które podczas tegorocznej edycji FKA widziałam).


CZARODZIEJSKA GÓRA (2015)


Animowany film dokumentalny w reżyserii Anci Damian. Coś w stylu animacji Dokument (o której pokrótce pisałam TUTAJ), ale w pełnym metrażu. Historia Adama Jacka Winklera, polskiego alpinisty. Genialnie opowiedziana. Po pierwsze - jest to opowieść, którą snuje ojciec (w sensie Winkler) podczas rozmowy z córką. Opowieść o jego życiu. Piękna, porywająca opowieść. Po drugie - mamy do czynienia z filmem animowanym, który wykorzystuje każdy znany człowiekowi sposób animacji, od zdjęć, przez malowanie farbą na szybie, aż po rysunek. Mamy tutaj wszystko. I wcale to w odbiorze filmu nie przeszkadza. A nawet, powiedziałabym, wręcz przeciwnie. Bo ja, osobiście, w pewnym momencie przestałam już nawet zwracać uwagę na ten dialog aktorów w tle, tak bardzo zaabsorbowała mnie historia pokazywana na ekranie. Siedziałam i podziwiałam.


Bardzo dobrze ten film sobie Anca Damian wymyśliła. Bo przecież mogła pójść na łatwiznę i opowiedzieć historię Winklera, tak jak inne dokumenty "biograficzne" - posadzić przed kamerą córkę Winklera, żeby o ojcu opowiedziała, pokazała jego zdjęcia, wycinki z gazet, porozmawiać z osobami, które go znały i które go pamiętają, etc. Świetnie wypadła rozmowa ojca z córką. Choć córka niewiele się odzywa, to wrażenie robi już sama opowieść snuta przez ojca zamiast suchych faktów podawanych nam przez osoby trzecie. Po drugie - genialnym pomysłem jest sama forma animacji. Ja na pewno nigdy wcześniej w swoim życiu nie widziałam animowanego dokumentu. A Wy?
I takim oto sposobem otrzymujemy jednocześnie piękną animację i świetny dokument. Polecam z ręką na sercu.

Ocena: 9/10


MŁODOŚĆ (2015)


Najnowszy film Paolo Sorrentino, twórcy Wielkiego piękna, filmu, który w 2014 roku otrzymał Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznęgo. Zabawne, że teraz wszyscy Sorrentino kojarzą tylko i wyłącznie z Wielkim pięknem, które to podobno jest filmem świetnym (a którego to ja do tej pory nadal nie obejrzałam), a mało kto pamięta go za średnie Wszystkie odloty Cheyenne'a czy słabe Rio, I love you gdzie był współreżyserem. Ale mniejsza o to. Wróćmy do Młodości
Plejada gwiazd: Michael Caine, Harvey Keitel, Rachel Weisz, Jane Fonda, Paul Dano, etc. Bohaterowie spotykają się w sezonie letnim w jednym sanatorium/hotelu położonym w pobliżu Alp. Każdy z nich ma swoją historię do opowiedzenia. Mamy genialnego kompozytora, który z bliżej nieznanych powodów nie chce wystąpić przed angielską królową, reżysera, który próbuje napisać scenariusz do filmu, który ma być jego "testamentem", zdradzoną żonę, aktora przygotowującego się do roli i wielu, wielu innych.


Piękne jest w tym filmie wszystko. Urzekające zdjęcia, genialnie napisany przez samego Sorrentino scenariusz, świetnie odegrane postaci. Historie, na których możemy śmiać się, płakać, zadziwiać, zadumać na chwilę. Cała gama emocji zamknięta w dwugodzinnym filmie. Mistrzostwo! Cieszę się, że nie widziałam jeszcze Wielkiego piękna, bo to film podobno jeszcze lepszy od Młodości, więc czeka mnie istna uczta. Oby tak dalej panie Sorrentino. Jedyne co mi tutaj nie zagrało, to taka jedna mała scenka niepotrzebnie wklejona w scenę kończącą film. Kto widział ten wie, kto zobaczy, ten będzie wiedział o co mi chodzi.

Ocena: 10/10

SICARIO (2015)


Tak, tak. Sicario już trochę czasu w kinach grali zanim pokazano go na FKA, ale ja ani nie miałam czasu, ani nie miałam nawet zbytnio ochoty wybierać się na ten film do kina. Sądziłam, że to będzie kolejny film kryminalny/sensacyjny jakich wiele. Poza tym, kiedy widzę w obsadzie Benicio Del Toro, to jakoś tak mi się filmu za bardzo oglądać nie chce. Cieszę się, że na FKA Sicario pokazali, bo koniec końców, pewnie żałowałabym, że nie przepuściłam szansę zobaczenia go na wielkim ekranie.


Od razu powiem, że nie do końca podzielam te wszystkie zachwyty nad tym filmem. Aż tak wybitny to on znowu nie jest. Ale przyrównując go do innych filmów z tego gatunku z ostatnich lat, mimo wszystko się wyróżnia. Po pierwsze - obsadą, która świetnie daje sobie radę na ekranie. Dzięki Sicario nareszcie doceniłam Josha Brolina! Po drugie - konstrukcją całej historii. Bo tego jednego nie można mu odmówić. Film widza zaskakuje. I to bardzo. Nie mówię nawet o samym zakończeniu, ale nawet początek filmu działa tak, że można podskoczyć w fotelu (wiem, bo sama podskoczyłam). Po trzecie - napięciem. Sicario cały czas trzyma w napięciu i nie puszcza. Kiedy myślisz sobie, że nareszcie, choć na chwilę możesz odetchnąć, bo fabuła trochę się uspokaja, nagle - bum! - wracasz do bycia czujnym. Sicario nie pozwala stracić widzowi czujności ani na chwilę. Wielkie brawa się za to należą, bo nie jeden film już na tym polu poległ.

Ocena: 8,5/10

I to by było na tyle, jeżeli chodzi o obejrzane przeze mnie podczas Festiwalu Kamera Akcja filmy. Jak widać - w tym roku festiwal dostarczył widzom wszelkich emocji. Jeszcze w tym tygodniu pojawi się relacja z całego festiwalu, więc wyczekujcie cierpliwie :)

poniedziałek, 26 października 2015

6. FKA - DZIEŃ 3. Wada ukryta (2014), W piwnicy (2014), The Stuff (1985)...

Sobota na Festiwalu Kamera Akcja zaobfitowała dla mnie w warsztaty i trzy filmy. O warsztatach będzie w pełnej relacji, która pod koniec tygodnia się pojawi (w tym tygodniu to już na pewno :)), a dzisiaj pokrótce o każdym z obejrzanych wtedy filmie.


WADA UKRYTA (2014)


Nowy film Paula Thomasa Andersona z plejadą amerykańskich gwiazd. Joaquin Phoenix, Josh Brolin, Owen Wilson, Reese Witherspoon, Benicio Del Toro, Maya Rudolph i inni. Larry "Doc" Sportello jest prywatnym detektywem. Kiedy dowiaduje się o zaginięciu swojej dawnej ukochanej, postanawia sam poprowadzić śledztwo i ją odszukać. W międzyczasie zwracają się do niego po pomoc kolejne osoby. 
Bardzo długo się przed tym filmem wzbraniałam. Tak jak i chyba zreesztą polskie kina. Niby Warner Bros Polska Wadę ukrytą kupił, niby już była zaplanowana data premiery, potem była przesunięta raz, drugi, trzeci i w końcu nowy film Andersona trafił w Polsce prosto na dvd. Gdyby nie pokaz na FKA, to pewnie do tej pory bym filmu nie obejrzała. Wszystko to przez moją niechęć do Joaquina Phoenixa. I cieszę się przeogromnie, że Organizatorzy festiwalu postanowili Wadę ukrytą w tym roku nam pokazać. 


Całość utrzymana jest w takim lekko narkotycznym klimacie. Wszystko przez to, że zarówno główny bohater, jak i prawie wszyscy pozostali bohaterowie, ćpają na potęgę. I przez ten narkotyczny klimat właśnie, widz dosyć szybko przestaje rozumieć co się na ekranie dzieje. Podejrzewam, że to jest głównym powodem, dla którego zdania na temat tego filmu są tak bardzo podzielone. Ja, osobiście, przez ok. 1/3 filmu jeszcze za fabułą nadążałam, ale w pewnym momencie stwierdziłam, że po prostu nie ma sensu próbować zrozumieć "co reżyser i scenarzysta mieli na myśli". Nadal nie do końca rozumiem o co właściwie w fabule chodziło, ale, między innymi właśnie dzięki temu, film mi się niesamowicie spodobał.

Ocena: 7/10


W PIWNICY (2014)


WOW! To dopiero był seans! Ulrich Seidl uważany jest za dosyć kontrowersyjnego reżysera. Nie potwierdzę ani nie zaprzeczę, bo żadnego z jego poprzednich filmów nie widziałam. Obejrzałam W piwnicy i jedno jest pewne - to nie jest film dla widzów o słabych nerwach. Jest to film dokumentalny, a założenie mamy proste - wchodzimy Austriakom do piwnic i przyglądamy się jakie, mniej lub bardziej, dziwne fetysze posiadają. Mamy więc ludzi, którzy kiedyś urządzili sobie w swojej piwnicy pub, mamy "psychofana" Adolfa Hitlera czy wreszcie pary lubujące się w BDSM. 
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że my, jako widzowie, mamy świadomość, że rzeczywiście istnieją na świecie tacy ludzie. Przecież dobrze o tym wszystkim wiemy, a film i tak robi na nas wrażenie, choć uświadamia nam odwieczną prawdę - ludzie robią różne dziwne rzeczy kiedy nikt nie patrzy. Może to być kolekcjonowanie znaczków, śpiewanie na cały głos czy wiązanie. W filmie Seidla możemy to wszystko zobaczyć na własne oczy. A piwnica jest swego rodzaju przenośnią - miejscem intymnym, miejscem, do którego nie wpuszczamy swoich gości, miejscem, gdzie nikt na nas nie patrzy.


Wielki mam problem z oceną tego filmu, bo z jednej strony wciągnęły mnie te historie i spodobało mi się to, co zobaczyłam na ekranie (a nie lubię filmów dokumentalnych i rzadko, który mi się podoba), a z drugiej strony - wyszłam z sali kinowej z wielkim psychicznym bólem i marzeniem, żeby nigdy więcej na niego nie spojrzeć. Mimo wszystko jest to dobry film, który serdecznie polecam. Chyba, że jesteście osobami o słabych nerwach. Wtedy możecie tego nie zdzierżyć.

Ocena: 6+/10

VHS HELL: SUBSTANCJA (1985)


Ostatni sobotni seans. A że człowiek o godzinie 0:00 może mieć problemy z myśleniem, to przyszła pora na "zły" film z cyklu VHS HELL. VHS HELL to miłośnicy filmów klasy B odtwarzanych z kaset video, to cykliczne pokazy takich właśnie filmów. Do Łodzi na Festiwal Kamera Akcja zawitali już w zeszłym roku i tak się spodobali, że, nie mogło być inaczej, mogliśmy ich gościć także podczas tegorocznej edycji festiwalu. Tym razem z filmem Substancja. Filmem o jogurcie z kosmosu, który przemienia ludzi w zombie. Nie będę się wypowiadała za dużo na temat samego filmu, bo jeżeli obejrzycie go w zaciszu domowym, to jestem pewna, że się Wam nie spodoba (chyba, że filmy klasy B lubicie). Ten film po prostu trzeba zobaczyć w większym towarzystwie. Najlepiej jeszcze przy jakimś piwku ;)


Zapomniałam dodać, że w tym roku mogliśmy oglądać film z lektorem na żywo! Serio, serio! My oglądaliśmy sobie film, a na sali siedział sobie lektor, który na poczekaniu "tłumaczył" dialogi. A w zasadzie to większość po prostu wymyślał, tak żeby było śmiesznie. Koło połowy filmu żarty zaczęły mu się trochę nie kleić, ale wybaczam, bo Substancja to film strasznie przegadany. Tak czy siak. Kolejny rok z rzędu na VHS HELL bawiliśmy się przednio i mam wielką nadzieję, że ten cykl już na stałe wpisze się w harmonogram FKA.

Ocena: 4/10 <3 

piątek, 23 października 2015

6. FKA - DZIEŃ 2. Konkurs Etiud i Animacji...

Podczas tegorocznego Festiwalu Kamera Akcja, wybrani blogerzy filmowi zostali zaproszeni do jury w konkursie etiud i animacji. Wśród niewielkiej grupy blogerów, która owo zaproszenie przyjęła, byłam także i ja. I powiem szczerze, że się z tego powodu cieszę. Bo nie chodzi już nawet o ten domniemany "fame", ale uczestniczyłam już łącznie w czterech edycjach FKA i zawsze chciałam na pokaz etiud i animacji iść. Niestety, zazwyczaj w tym samym czasie pokazywane były filmy, które mnie o wiele bardziej interesowały. A takim sposobem otrzymałam pretekst do tego, żeby wreszcie na pokaz etiud i animacji się przejść.

Nie powiem, że poziom był wyrównany, bo nie był. Nie powiem, że wszystkie filmy, które podczas konkursu obejrzeliśmy zasłużyły chociażby na wyróżnienie, bo bym skłamała. Było kilka świetnych filmów i kilka złych. Dzisiaj napiszę jedynie o tych pierwszych. Bo było też kilka takich filmów, których nie wyróżniliśmy z powodu ograniczonej liczby nagród, a które na wspomnienie zasługują.


ANIMACJE

JOURNEY, REŻ. MICHAŁ WÓJCICKI

Jury jednogłośnie przyznało w tym roku Grand Prix dla najlepszej animacji Journey Michała Wójcickiego. Jest to przepiękna opowieść o ludzkim życiu i ciągłej wędrówce, którą w nim odbywa człowiek. A przepiękna jest nie tylko opowieść, ale i sama animacja. Bo wizualnie Journey po prostu zachwyca. Poklatkowa animacja rysowana (o ile się nie mylę) różnokolorowymi kredami robi niesamowite wrażenie. Szczerze przyznam, że w momencie kiedy skończyliśmy oglądać Journey (a była to druga albo trzecia w kolei animacja, którą widzieliśmy) już wiedziałam, że to właśnie tę animację chcę nagrodzić. Do obejrzenie poniżej.


LATO 2014, REŻ. WOJCIECH SOBCZYK

Wyróżnienie powędrowało do animacji Lato 2014 Wojciecha Sobczyka. Sama historia może jakoś nie porywa i po chwili widz zaczyna się po prostu w niej gubić. Mam wrażenie, że reżyser chciał nam za dużo pokazać. Ale za to wizualnie robi wrażenie niesamowite i właśnie za to przyznaliśmy wyróżnienie. Bo chociaż po chwili nie wiedziałam już o co chodzi i co się na ekranie dzieje, to jednak nadal mogłam podziwiać to w jaki sposób cała historia jest na ekranie ukazana.


ATOL ŚW. JAKUBA, REŻ. WACŁAW MARAT

Na wspomnienie zasługują jednak jeszcze dwie animacje, które brały udział w konkursie. Pierwsza z nich to Atol św. Jakuba w reżyserii Wacława Marata. Jest to w całości narysowana długopisem na białej kartce animacja opowiadająca historię małego atolu położonego w bliżej nieokreślonym miejscu. Marat naśladuje nieco filmy przyrodnicze, mówiąc o florze i faunie atolu oraz ludziach, którzy go zamieszkują. Jako odrębna animacja Atol św. Jakuba robi świetne wrażenie. Jednak mieliśmy przyjemność oglądać także drugą animację Marata pt. Ostatnia wioska naturystów. Ta już tak wielkiego wrażenia nie robi, a że obie są skonstruowane w ten sam sposób, to niestety zaciera się wrażenie po świetnym Atolu...
Obie animacje Marata do obejrzenia pod tym LINKIEM.

DOKUMENT, MARCIN PODOLEC

Drugą animacją, która na wspomnienie jak najbardziej zasługuje jest Dokument Marcina Podolca. Przede wszystkim za to, że była zupełnie inna niż wszystkie pozostałe. Zostały tu wykorzystane chyba wszystkie techniki animacyjne jakie można sobie wyobrazić. Poza tym historia to rzeczywiście (jak mówi sam tytuł) dokument. Na ekranie możemy podziwiać historię ojca rodziny, który na starość został sam. No i sama realizacja zajęła Podolcowi kilka lat za co należy mu się wielki szacun. Poniżej do obejrzania trailer :)


ETIUDY

DNI Z MOIM TATĄ, REŻ. MIŁOSZ KASIURA

Z przyznaniem nagród za etiudy także ciężko nie było. Grand Prix otrzymał Miłosz Kasiura za Dni z moim tatą. Przepiękną etiudę, która pokazuje nam wspomnienia syna o ostatnich dniach spędzonych z chorym na demencję, umierającym ojcem. Największą zaletą Dni z moim tatą jest to, że Kasiura wystrzega się patetyczności, która w końcu w filmach na takie tematy zazwyczaj się pojawia. No i mamy przepiękne zdjęcia, nic tylko siedzieć i podziwiać. Ale w końcu Kasiura z wykształcenia jest operatorem, więc nic w tym dziwnego. Tak czy siak. Facet ma talent i warto zapamiętać to nazwisko, bo mam wrażenie, że jeszcze kiedyś w przyszłości gdzieś wypłynie (jeśli nie jako reżyser, to chociażby jako operator).


KAC, REŻ. MACIEJ BUCHWALD

Wyróżnienia za etiudy przyznaliśmy aż dwa. Pierwsze powędrowało do Macieja Buchwalda za etiudę pt. Kac. Przede wszystkim Buchwald miał genialny pomysł. Czym jest kac, każdy chyba wie. Otóż w tej etiudzie kac to zawód jak każdy inny. Szkoda tylko, że Buchwald chyba za bardzo nie miał pomysłu na zakończenie swojej etiudy, bo wtedy całość wypadłaby na pewno jeszcze o wiele lepiej. To, że była to jedyna komediowa etiuda wśród wszystkich nominowanych, już pominę. Chociaż pomogło to przynajmniej na chwilę się odprężyć i przestać myśleć o tym "co reżyser miał na myśli" :)


LENA I JA, REŻ. KALINA ALABRUDZIŃSKA

Drugie wyróżnienie przyznaliśmy etiudzie Lena i ja w reżyserii Kaliny Alabrudzińskiej. Także za pomysł, ale przede wszystkim jednak za aktorstwo. Bo aktorsko ta etiuda wypadła chyba najlepiej ze wszystkich przez nas obejrzanych. A historia? Mamy dziewczynę z depresją poporodową, jej sąsiada, jej terapeutę i jego żonę. Spotykają się w mieszkaniu sąsiada, a tam dzieją się niewiarygodne rzeczy. Nie będę Wam zdradzała całości fabuły, bo wolę żebyście mieli niespodziankę, jeśli uda Wam się tę etiudę kiedyś obejrzeć. A polecam.


Trzy animacje i trzy etiudy. Te naprawdę zasługują na wspomnienie. Pozostałe. Nie będę się o nich rozpisywać, bo po co od razu krytykować młodych reżyserów, skoro można innych pochwalić :)

wtorek, 20 października 2015

Dheepan (2015)...


Pierwszego dnia Festiwalu Kamera Akcja udało mi się obejrzeć tylko jeden film. Zamiast iść na otwarcie festiwalu i obejrzeć Intruza, poszłam zobaczyć Dheepan. I wcale nie żałuję. Bo pewnie w przeciwnym wypadku, nie dałabym sobie szansy na zobaczenie tego naprawdę dobrego filmu.

Zacznijmy od tego, że Dheepan do polskich kin wejdzie 13 listopada pod beznadziejnym tytułem Imigranci. Beznadziejnym, bo film nie opowiada o imigrantach w liczbie mnogiej, a przede wszystkim o jednym człowieku (o imieniu, nomen omen, Dheepan), któremu udaje się uciec ze swojego kraju. Prawda, zabiera ze sobą kobietę i dziecko. Ale nadal mam wrażenie, że taki tytuł nadany został mu na fali ostatnich wydarzeń w Europie. Ale pomińmy już tytuł. Wybaczcie, ale będę posługiwała się tym oryginalnym.


O czym właściwie jest ten film? Dheepan opowiada historię mężczyzny, który razem z kobietą i dziewczynką, które udają jego rodzinę, ucieka ze Sri Lanki. Zamieszkuje we Francji, gdzie zatrudnia się jako dozorca na pewnym osiedlu. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie odezwały się jego dawne "demony".


Dheepan to film świetnie zbudowany. Zaczynamy w miarę spokojnie. Mężczyzna osiedla się ze swoją nową rodziną we Francji. Zaczyna pracować, poznawać tamtejszych ludzi, język, kulturę. Jacques Audiard (reżyser i współscenarzysta filmu) tworzy tu kino społeczne. Pokazuje w jaki sposób człowiek zmienia swoje przyzwyczajenia, w jakim tempie jest w stanie nauczyć się nowych rzeczy, jak szybko potrafi przywyknąć do zmiany otoczenia. Aż tu nagle - bum! Zmiana o 360 stopni. W momencie kiedy bohater zdążył zmienić swoje życie, zostaje postawiony w sytuacji podobnej do tych, które zna z autopsji. Tyle, że już w nowym miejscu, w nowym otoczeniu. I zaczyna się akcja.


Ciężko jest o Dheepanie mówić tak, żeby nic nie zdradzić. Ciężko jest film chwalić, zawsze łatwiej krytykować, więc napiszę o jedynej rzeczy, która mi w tym filmie "nie zagrała". A mianowicie zakończenie. Samo zakończenie (w sensie - ostatnia scena) byłoby świetne, gdyby cały film utrzymany był w konwencji początkowej - mamy kino społeczne, pokazujemy człowieka podczas codziennych czynności, oprócz kilku większych sprzeczek, nic takiego się nie dzieje. To byłoby świetne. Ale Audiard w pewnym momencie postanawia przełamać tę konwencję. Co za tym idzie - ostatnia scena jest kompletnie niepotrzebna. Nie przeszkadza, nie razi bardzo w oczy, ale gdyby jej nie było - Dheepan kończyłby się w idealnym momencie, nic więcej nie trzeba tam już dopowiadać. Nie wiem co się dzieje z tymi reżyserami. Czy oni naprawdę nie widzą, kiedy film można już zakończyć, tak żeby go nie zepsuć?


Ogólnie film jest genialny. Piękne zdjęcia (scena jakoś pod koniec filmu, przedstawiająca słonia, jest przepiękna), idealnie wyważone proporcje, świetny scenariusz, bardzo dobre aktorstwo. Co zadziwiające - choć film przez większość czasu jest poprowadzony bardzo spokojnie - to jednak ani przez chwilę nie nuży. 

Pierwszy seans FKA mogę zaliczyć do bardzo udanych, pierwszy film festiwalu oceniam na wielki plus.

DLACZEGO WARTO:
- bo otrzymał w tym roku Złotą Palmę w Cannes
- umiejętnie opowiada bardzo dobrą historię
- aktorzy dają sobie świetnie radę
- dla pięknych zdjęć
- dla genialnej akcji pod koniec filmu

Ocena: 8/10

piątek, 16 października 2015

Sypiając z innymi (2015)...

UWAGA! RECENZJA MOŻE ZAWIERAĆ ŚLADOWE ILOŚCI SPOILERÓW, KTÓRE JEDNAK NIE POWINNY PRZESZKADZAĆ W ODBIORZE FILMU! :)




Sypiając z innymi to komedia romantyczna. I to jest największy problem tego filmu. Bo próbuje nas na siłę rozśmieszyć, rozbawić i pokazać nam jakby to mogło być pięknie. Niestety w życiu nie zawsze jest tak pięknie. I o wiele lepiej wypadałby ten film, gdyby był nawet komediodramatem. 



Historię mamy w miarę życiową. Zaczynamy od tego, że Jake i Lainey spotykają się całkiem przypadkiem po wielu latach. Nawiązuje się pomiędzy nimi przyjaźń jak żadna inna. Rozmawiają ze sobą o wszystkim, zwierzają się sobie z najskrytszych sekretów, pomagają sobie w trudnych chwilach. Leslye Headland (która zajęła się zarówno napisaniem scenariusza, jak i reżyserią filmu) wychodzi jednak z powszechnego bardzo założenia, że przyjaźń pomiędzy kobietą i mężczyzną jest niemożliwa, więc, oczywiście, trzeba ich ze sobą sparować. Umówmy się - w momencie kiedy idziemy na Sypiając z innymi, wiemy już jak ten film się kończy. Nie wychodzi on niemal w ogóle poza ramy typowej komedii romantycznej. Nie spodziewajcie się więc niczego odkrywczego.




Sypiając z innymi jest jednak komedią romantyczną o wiele lepszą niż wcześniejszy film Headland, czyli Wieczór panieński. Ma kilka naprawdę dobrych scen, parę błyskotliwych dialogów (w tym też kilka nawet naprawdę zabawnych) i przede wszystkim dobre aktorstwo. Oczywiście, w Wieczorze panieńskim także dobrych aktorów nie brakowało. Jednak z Wieczorem... sytuacja wyglądała tak, że miałam wrażenie, że aktorzy wręcz wstydzili się w nim grać, robili to na siłę. W Sypiając z innymi jest zupełnie inaczej. Może jest to też kwestia tego, że aktorzy grają tu takie role jak zazwyczaj. Jason Sudeikis jest dokładnie taki sam jak we wszystkich skeczach Saturday Night Live, w Zróbmy sobie orgię czy Millerach i podobny do swojej roli w Szefowie wrogowie (może trochę mniej zboczony, albo to ten humor jest nieco bardziej wyważony - pewnie dlatego, że scenariusz napisała kobieta). Miło w końcu zobaczyć Alison Brie w głównej roli, ale mam wrażenie, że zagrała tak jak jest postrzegana - małą seksowną kobietkę, która potrzebuje mężczyzny, który się nią zajmie, zaopiekuje i wykorzysta seksualnie. Adam Scott za to jest nijaki i drażni swoim dziwnym wąsem rodem z filmów porno. Tutaj mogło być lepiej.




Sypiając z innymi nie jest filmem złym. Ale zawsze mogłoby być lepiej. I byłoby. Gdyby tylko reżyserka nie chciała na siłę pokazać wszystkim samotnym kobietom, że w ich życiu jeszcze może się ułożyć, że na każdą z nas gdzieś tam czeka "druga połówka" i może to właśnie nasz najlepszy przyjaciel jest tą osobą, o której powinnyśmy nieco cieplej pomyśleć. I ja nie mam nic przeciwko temu. Bo przecież właśnie od tego są komedie romantyczne. Nie rozumiem tylko po co na siłę dopisywać "happy end" w momencie kiedy ma się doskonałe zakończenie. Bo takie idealne, naprawdę doskonałe zakończenie, pojawia się ok. 10-15 minut przed napisami końcowymi. I tego Leslye Headland i jej filmowi nie wybaczę. Że zmarnowała szansę na takie piękne i życiowe zakończenie.





DLACZEGO WARTO:
- bo Jason Sudeikis i Alison Brie to świetnie dobrana para
- bo ma kilka świetnych scen
- bo inni polecają, więc może Wam też się spodoba
- bo jest to jednak komedia romantyczna nieco inna od wszystkich

Ocena: 6/10