Afera Watergate to, jak podaje wiele
przeróżnych encyklopedii, afera polityczna, która doprowadziła do dymisji
amerykańskiego prezydenta Richarda M. Nixona. Rozpoczęło ją aresztowanie 17
czerwca 1972 w hotelu Watergate pięciu osób podejrzanych o włamanie do
waszyngtońskiej siedziby Komitetu Wyborczego Partii Demokratycznej. Podczas
śledztwa i przesłuchań wyszło na jaw, że włamywacze działali za wiedzą i, co
więcej, zgodą prezydenta. Nikt zapewne nie zwróciłby na to uwagi gdyby nie
zaczęli tego roztrząsać dwaj dziennikarze „Washington Post” Bob Woodward i Carl
Bernstein, wspierani przez przecieki od anonimowego źródła. Woodward i
Bernstein przeprowadzili dokładne śledztwo i napisali nawet na ten temat
książkę pt. „Wszyscy ludzie prezydenta”. Po tych wszystkich oskarżeniach
prezydent Nixon nie miał innego wyboru jak tylko dnia 9 sierpnia 1974 roku
podać się do dymisji. Jego następcą został Gerald Ford, który w miesiąc po
rezygnacji Nixona, 8 września, wydał szeroki akt ułaskawienia całkowicie
zamykając tym samym jakąkolwiek możliwość pociągnięcia Nixona do
odpowiedzialności prawnej za jego nielegalne działania podczas prezydentury.
Amerykanie nie mogli tego znieść. Tym bardziej, że Nixon nigdy nie przeprosił,
nie okazał skruchy za swoje czyny, za zrujnowanie kraju, którego miał być
sprawiedliwym i prawym przywódcą. Poza tym (o czym oczywiście nikt oprócz jemu
najbliższych nie wiedział) ledwie trzy lata po odejściu z Waszyngtonu eks -
prezydent myślał o powrocie do czynnej działalności politycznej, a lokomotywą
tego powrotu miał być telewizyjny wywiad - rzeka, udzielony Davidowi Frostowi.
David Frost
był znanym brytyjskim telewizyjnym showmanem, prowadził talk – show tak samo w
Europie, jak i w Ameryce, a nawet w Australii. Jednak w politykę nigdy się nie
mieszał. Dla niego praca w telewizji była tylko i wyłącznie łatwym sposobem na
zarobienie dużych pieniędzy. Jednak po pewnym czasie jego gwiazda zaczęła
gasnąć. Wtedy to, a było to niedługo po dymisji Nixona, Frost postanowił przeprowadzić
wywiad z prezydentem. A ludzie prezydenta, a także sam Nixon się zgodzili
chociaż pomysłu nie przyjęła żadna stacja telewizyjna. O wyborze Frosta
zadecydowała najprawdopodobniej jego pozycja – był on bowiem zwykłym showmanem,
więc inteligentny człowiek wybierany na prezydenta Stanów Zjednoczonych
dwukrotnie taki jak Richard Nixon nie musiał się go w ogóle obawiać.
Wiosną 1977
roku doszło do spotkania ludzi Nixona z Frostem, podczas którego podpisano
bardzo szczegółową umowę dotyczącą wywiadu. Dziennikarz miał się spotkać z
prezydentem kilka razy na dwugodzinne sesje, na których mógł pytać o co chciał,
łącznie z aferą Watergate. Z nagrań miał
następnie powstać półtoragodzinny cykl rozmów z Nixonem.
Początkowo
dla Frosta liczył się tylko show. Nie chodziło mu o pokazanie prawdy, a o tanią
rozrywkę i pieniądze. Jednak zbieg okoliczności sprawił, że na miejsce jednego
z doradców dziennikarza wybrano Jamesa Restona Jr., młodego historyka i
pisarza, który nie chciał zaprzepaścić jedynej szansy wyciągnięcia z Nixona
prawdy i przeprosin dla obywateli Stanów Zjednoczonych. I udało mu się. To
przede wszystkim dzięki niemu Frost zmienił się podczas wywiadu aż tak, że na
ostatniej sesji potrafił wreszcie zadać prezydentowi pytanie, na które ten nie
potrafił odpowiedzieć i co za tym idzie zmusił prezydenta do przyznania się do
winy. Ponadto doprowadził go do kresu wytrzymałości tak, że Nixon wyprowadzony
z równowagi powiedział: „Twierdzę, że jeżeli prezydent tak zrobi, to nie jest
to nielegalne.”. Od tej chwili już nic nie mogło go uchronić przed potępieniem
ze strony Amerykanów.
Wywiad
Davida Frosta z Richardem Nixonem stał się początkowo tematem sztuki Petera
Morgana, na podstawie której Ron Howard nakręcił film. W swoim filmie
przedstawił starcie dziennikarza z prezydentem jak pojedynek bokserów w
czterech rundach. Film, aż do ostatniej minuty trzyma w napięciu. Aż do końca
ostatniej rozmowy – rundy nie wiadomo kto tak naprawdę wygra. Czy to będzie eks
– prezydent chcący naprawić swoją reputację poprzez wywiad z ‘głupkowatym’
showmanem, czy może właśnie ten dziennikarz, który nawet na dzień przed
najważniejszym wywiadem w jego życiu musi iść na premierę filmu o Kopciuszku.
Historia
starcia Frosta i Nixona została zbudowana ze scen rozmów, przeplatanych paradokumentalnymi
wstawkami, gdzie drugoplanowe postacie komentują wydarzenia z perspektywy czasu
wprost do kamery. Jednak i tak najważniejszy jest tu pojedynek dwóch mężczyzn,
którzy przez cały czas walczą tylko i wyłącznie o swoje korzyści.
Jeżeli
chodzi o grę aktorów to oczywiście na wielką pochwałę zasługuje zarówno Frank
Langella grający Richarda Nixona, jak i Michael Sheen w roli Davida Frosta.
Frank Langella to chyba największy plus tego filmu. Gra niesamowicie i przy tym
jest bardzo autentyczny. Idealnie oddaje wszystkie zarówno dobre jak i złe
cechy charakteru prezydenta, tak niesamowitą inteligencję i pewność siebie jak
i frustrację, nie zapominając nawet o tak drobnym szczególe jak nadmierne
pocenie się Nixona nad górną wargą. Również Michael Sheen grał bardzo
autentycznie i ani trochę przesadnie. Doskonale oddał charakter Frosta, który
był gogusiem, playboyem. Jednak świetnie pokazuje także jego przemianę z
takiego ‘imprezowicza’ w poważnego, dążącego wytrwale do celu dziennikarza, który
jednak ma pojęcie o czym mówi. Na szczególną pochwałę z mojej strony zasługuje
także Sam Rockwell wcielający się w rolę Jamesa Restona Jr. Sądzę, że
znakomicie oddał frustrację, zdenerwowanie, samozaparcie Restona, a także jego
nienawiść do Nixona. Nie zachwycił mnie natomiast Kevin Bacon w roli Jacka
Brennan, pomocnika Nixona. Odgrywa tu jedynie rolę drugoplanową, ale wydał mi
się nijaki, „bezpłciowy”. W porównaniu ze wszystkimi jego poprzednimi rolami
(łącznie z tymi epizodycznymi) w filmie „Frost / Nixon” naprawdę nie ma czym
się poszczycić, widz bowiem nie zwraca na niego absolutnie uwagi. I to nie
tylko wina tytułowych bohaterów i tego, że to właśnie ich idziemy oglądać, ale
jego sposobu gry, który absolutnie mi się nie spodobał.
Muzykę do
filmu skomponowali James Horner („Titanic”, „Radio”) i Hans Zimmer („Chłopaki
mojego życia”, „Ostatni samuraj”). W filmie „Frost / Nixon” muzykę usłyszałam
tylko raz i to tylko dlatego, że John Burnt (grany przez Matthew Macfadyena)
podczas kłótni z Frostem zwraca uwagę ludziom żeby wyłączyli grającą muzykę.
Muzyka jest tutaj praktycznie niedostrzegalna. I to akurat plus filmu. Muzyka
by tu tylko zawadzała. To, że jest praktycznie niezauważalna czyni film tylko
bardziej interesującym. Widz nie skupia się na muzyce, na ciekawej piosence,
którą później z chęcią usłyszy w radio, ale na akcji, na tym co dzieje się na
ekranie między dwoma głównymi bohaterami.
Także
kostiumograf - Daniel Orlandi oraz scenografowie „odwalili kawał dobrej
roboty”. Wszystko w filmie było ucharakteryzowane na lata 70.: dom Smith’ów (w
którym kręcony był wywiad), postacie. Michael Sheen i Oliver Platt nawet mają
ułożone włosy tak samo jak czesali je postacie przez nich odgrywane. Wszystko
jest do końca dopracowane. Trudno znaleźć jakiekolwiek błędy czy
niedociągnięcia (choć zapewne takie także się tu pojawiają), w szczególności
kiedy żyje się w XXI w. w Polsce i nie zna się doskonale historii Stanów
Zjednoczonych.
Na pochwałę
zasługuje także operator kamery Salvatore Totino, w szczególności za zdjęcia
Franka Langelli. Dzięki pokazaniu go w planie bliskim i w planie wielkim
widzimy dokładnie wszystkie emocje, które wyraża jego twarz, najmniejsze gesty
oraz mimikę. Poprzez takie ukazanie postaci pod koniec filmu zaczynamy Nixonowi
nawet współczuć.
Osobiście
nie przepadam za filmami o tematyce politycznej i „Frost / Nixon” obejrzałam
tylko i wyłącznie z ciekawości, ale bardzo mi się spodobał. Jest to film
ciekawy, trzymający w napięciu do ostatniej minuty, inteligentny, a nawet
wzruszający. Polecam go bardzo serdecznie wszystkim fanom filmów politycznych,
zainteresowanych prezydentem Nixonem, ale nie tylko. Sądzę, że „Frost / Nixon”
jest filmem, który powinien obejrzeć każdy bez względu na zainteresowania i
upodobania, gdyż jest to film nie tylko o prezydencie Stanów Zjednoczonych, ale
także o ludzkich charakterach.