W tym roku Akademia nie popisała się swoim wyborem nominacji do kategorii najlepszy film. Po co nominować na siłę aż 8 filmów? Spokojnie mogłabym z nich odrzucić trójkę, która nie powinna się tu znaleźć. Ale zacznijmy od początku. W porządku alfabetycznym.
BIG SHORT
Film oparty na książce Michaela Lewisa, która z kolei oparta jest na faktach, a opowiada o wielkim kryzysie gospodarczym, który dopadł światowe rynki bankowe i finansowe w 2008 roku. Garstka osób przewidziała katastrofę (a tak w zasadzie jedna osoba, bo reszta dowiedziała się o tym w jakiś sposób, w większości „pocztą pantoflową”) i nieźle się na tym dorobiła. Niestety, żeby w pełni zrozumieć o co w filmie chodzi, trzeba jednak trochę się na bankowości znać, bo znane gwiazdy, które próbują nam wyjaśnić w swoich cameo o co właściwie chodzi, nie zawsze są w stanie widzowi pomóc. Mimo wszystko jest to świetny film w gwiazdorskiej obsadzie. Christian Bale, Ryan Gosling, Steve Carell, Brad Pitt – wszyscy spisują się idealnie. Wyróżniłabym tu jednak zdecydowanie Carella, który po raz kolejny udowadnia, że jego talent aktorski mocno wychodzi poza głupkowate komedie. Do tego wszystkiego świetnie napisany scenariusz i niesamowicie dynamiczny montaż – co sprawia, że wcale nie przeszkadza mi, że niewiele zrozumiałam. Gdyby jeszcze skrócić Big Short o jakieś 10-20 minut, to byłby filmem idealnym.
Ocena: 8/10
BROOKLYN
Mamy lata 50. Młoda irlandzka dziewczyna, Ellis Lacey, przeprowadza się do Nowego Jorku. Ot, i cała historyja. Brooklyn to film, który nie ma widzowi zbyt wiele do zaoferowania. Poza tym, że jest to dzieło niezwykle urocze. I w zasadzie tyle. Nie dowiecie się z niego o problemach jakie czekają/czekały młodych ludzi na emigracji. Ellis trochę potęskni za domem, ale za chwilę pozna młodego Włocha, który sprawi, że dziewczyna tęsknić przestanie. Saoirse Ronan może i słusznie nominację aktorską otrzymała (choć momentami jej postać potrafi widza zirytować), ale dlaczego Brooklyn znalazł się wśród ósemki nominowanych w głównej kategorii – tego już nie jestem w stanie zrozumieć. Polecam nie nastawiać się na nic wielkiego. Wtedy Brooklyn spodoba Wam się tak, jak i mnie. W przeciwnym razie, będziecie mocno zawiedzeni.
Ocena: 6/10
MAD MAX: NA DRODZE GNIEWU
To jest film, który w pełni zasłużył na każdą nominację, którą otrzymał. Ba! Brakuje mi jeszcze jednej – dla Charlize Theron jako najlepszej aktorki. Może nie jest to najlepszy film 2015 roku, ale zdecydowanie znajduje się u mnie w TOP 5, a może i nawet w TOP 3. Co ja mam Wam więcej napisać. Ten film po prostu trzeba zobaczyć. Nawet jeżeli nie jesteście fanami oryginalnej trylogii Mad Maxa (ja nie jestem). Najlepiej w kinie. Efekty wizualne i dźwiękowe w kinie zawsze robią większe wrażenie.
Ocena: 9/10
MARSJANIN
Najlepsza „komedia” roku – film o facecie, który został sam na Marsie i stara się tam przeżyć, dopóki ktoś go z Czerwonej Planety nie uratuje. Nie lubię Ridleya Scotta. Ostatni jego film jaki mi się podobał to Obcy – 8. pasażer Nostromo. No może jeszcze Thelma i Louise. Poza tym mam z jego filmami wielki problem. Jednak, ku mojemu zdziwieniu, Marsjanin naprawdę mi się spodobał. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to film przeciętny. Zdecydowanie najlepsze sceny, to te, kiedy obserwujemy Matta Damona samego na Marsie. Kiedy „jesteśmy” na Ziemi, gdzie planowane jest uratowanie bohatera czy nawet w kosmosie, na statku kosmicznym, którym ekipa Damona wraca na Ziemię, to film po prostu przynudza. A muszę przyznać, że Matt Damon poradził sobie ze swoją rolą rewelacyjnie. W szczególności biorąc pod uwagę, że większość czasu na ekranie przebywa sam.
Ocena: 7/10
MOST SZPIEGÓW
O Boże. Gorszego filmu od Mostu szpiegów w tym roku wśród nominacji za najlepszy film nie ma. Gdybym miała wybierać między filmem Spielberga a Brooklynem, to bez zastanowienia wybrałabym ten drugi. To typowy amerykański wyrób Stevena Spielberga. Historia prawnika, broniącego słabszych. Zakończenie przewidywalne od samego początku. O ile scenariusz napisany jest rzeczywiście dobrze, ciekawie i rzetelnie, to nie rozumiem dlaczego nominowany jest on w kategorii najlepszego scenariusza oryginalnego skoro oparty jest na faktach. Zdecydowanie jest to jeden z najsłabszych nominowanych w tym roku filmów, wciśnięty do głównej kategorii jakby na siłę, tylko ze względu na to, że reżyserem jest Spielberg. Tom Hanks jest tutaj po prostu Tomem Hanksem jakiego znamy z każdego innego filmu i chyba jedynie Mark Rylance rzeczywiście pokazuje tu jakiekolwiek umiejętności aktorskie. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda.
Ocena: 5/10
POKÓJ
Film o chłopcu, dla którego pokój, w którym mieszka od urodzenia jest całym światem. Wszystko dlatego, że od kilku lat, razem z matką, więzieni są w tym pokoju przez człowieka, którego nazywają Dużym Nickiem. W końcu udaje im się uciec. Jednak życie poza pokojem okazuje się być trudniejsze niż by się to mogło wydawać.
O Boże! Co to jest za film! Zdecydowanie najlepszy z nominowanych w tym roku. Kameralny, przejmujący, chwytający za serce. Do tego świetne aktorstwo. Brie Larson w roli dramatycznej świetnie daje sobie radę. Jednak największym zaskoczeniem okazuje się Jacob Tremblay, który poradził sobie ze swoją rolą po mistrzowsku. A nie jest to rola łatwa. Naprawdę dziwi mnie brak nominacji dla tego młodego aktora. Bez większych problemów pokonałby każdego konkurenta. Pokój to pozycja obowiązkowa do obejrzenia.
Ocena: 9/10
SPOTLIGHT
Kolejny film oparty na faktach. I to na faktach nieprzyjemnych, bo opowiada on historię grupy dziennikarzy z Bostonu, którzy wpadają na trop pedofilskiego skandalu w Kościele katolickim. Film bardzo dobry, doceniany przede wszystkim wśród dziennikarzy, przez wielu uważany za czarnego konia wyścigów o tegoroczne statuetki. I wcale bym się nie zdziwiła, bo to jeden z pięciu filmów, które na swoją nominację w głównej kategorii rzeczywiście zasłużyły. Mamy świetnie napisany scenariusz, wciągającą historię i doborowe aktorstwo. To przypadek podobny do Big Short, gdzie ciężko jest wyodrębnić głównego bohatera, jest za to bohater zbiorowy – dziennikarze z Boston Globe. Michael Keaton, Mark Ruffalo, Brian d’Arcy James i Rachel McAdams w swoich rolach spisują się świetnie. W moich oczach wyróżnił się jednak Mark Ruffalo, którego niezmiernie lubię, a który w roli Mike’a Rezendesa bryluje na ekranie. Tym bardziej cieszy mnie przyznana mu nominacja, choć na samą statuetkę może niekoniecznie zasłużył. Spotlight mogę Wam szczerze, z ręką na sercu polecić. Nie przepadam za tak długimi filmami (moim zdaniem film nie powinien trwać dłużej niż 90, góra 105 minut), ale jeżeli ponad dwugodzinny film potrafi zainteresować mnie na tyle, żebym w żadnym jego momencie nie sięgnęła po telefon czy nie sprawdziła godziny, to musi to być naprawdę dobry film.
Ocena: 8,5/10
ZJAWA
I wreszcie doszliśmy do najbardziej przereklamowanego filmu zeszłego roku. Mamy początek XIX wieku. Hugh Glass, bohater grany przez Leonardo DiCaprio, zostaje zaatakowany przez niedźwiedzia, a następnie pozostawiony przez swoich towarzyszy na pewną śmierć. Jakimś cudem udaje mu się jednak przeżyć, więc wyrusza na swoją prywatną krucjatę, żeby zemścić się na swoich wrogach.
Powiedzmy sobie szczerze – opis filmu od razu nas do niego zachęca. To samo było ze zwiastunami. I choć nie lubię Leonardo DiCaprio, ani Alejandro G. Inarritu, to postanowiłam Zjawę obejrzeć. I to był błąd. Po pierwsze – film jest okropnie długi, bo trwa ponad 2,5 godziny. Przez co akcji mamy w nim mało, a film strasznie się dłuży. Spokojnie można by z tego wyciąć pół godziny, a jak się uprzeć, to nawet i godzinę, i od razu mielibyśmy więcej akcji. Po drugie – jeżeli, podobnie jak ja, nie przepadacie za Inarritu, to także Wam Zjawa się nie spodoba. Mamy tutaj identyczną reżyserię i bardzo podobny montaż jak w Birdmanie. Po trzecie – Leonardo DiCaprio w roli Hugh Glassa wcale nie jest aż taki genialny. To już w Wilku z Wall Street (który swoją drogą też mi się nie podobał) wypadł o wiele, wiele lepiej. Oczywiście, Zjawa nie jest filmem złym. Największym atutem filmu są zdjęcia, które rzeczywiście są piękne i które zdecydowanie warto zobaczyć w kinie, na dużym ekranie. Poza tym świetnie dają sobie radę aktorzy drugoplanowi. Tom Hardy, Domhnall Gleeson i Will Poulter wypadają świetnie i przyćmiewają DiCaprio w każdej scenie, w której się pojawiają. Przepraszam, ale nie sądzę, żeby Leo zasłużył sobie tą rolą na Oscara. Za to Hardy za rolę drugoplanową – jak najbardziej.
Z oceną Zjawy miałam okropny problem. Subiektywnie jest to dla mnie 3/10, obiektywnie 7/10.
Ocena (średnia): 5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz