"Kaznodzieja z karabinem" to hitoria Sama Childersa (w tej roli Gerard Butler), narkomana, który po wyjściu z więzienia dowiaduje się, że jego rodzina diametralnie się zmieniła i podczas jego pobytu w więzieniu zaczęła wierzyć w Boga i uczęszczać do kościoła. Pewien wypadek sprawia, że i Sam przyjmuje chrzest i zaczyna wierzyć. Jego życie zmiania się jednak w dniu kiedy do kościoła przybywa pastor, który przebywał na misjach w Afryce. Bohater udaje się tam żeby zobaczyć jak to ygląda naprawdę. Kiedy wraca nie jest już tym samym człowiekiem co kiedyś. Po jakimś czasie i splocie kilku wypadków Childers postanawia wybudować w Afryce olbrzymi sierociniec, a następnie staje na czele żołnierzy, których zadaniem jest obrona dzieci po czym zostaje okrzyknięty "kaznodzieją z karabinem".
"Kaznodzieja z karabinem" to film oparty na faktach. Już następny z kolei. Jak już pisałam którejś z recenzji ostatnimi czasy niemal każdy film oparty jest na faktach lub jakiejś książce. Przez co mam wrażenie, że scenarzystom najzwyczajniej w świecie skończyły się pomysły.
Ale wracając do filmu. "Kaznodzieja z karabinem" ogólnie rzecz biorąc nie jest wcale złym filmem. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że jest filmem dobrym. Gerard Butler radzi sobie, jak w każdej innej roli, dobrze. Ten facet ma w sobie coś takiego, że w każdym filmie, nawet słabym, wypada nieźle. Nie mówię, że jest tak dobrym aktorem jak na przykład Brad Pitt czy Johnny Depp, ale ma w sobie coś co przyciąga uwagę widza. A do tej roli pasuje idealnie. Pozostali aktorzy raczej pozostają w jego cieniu, pojawiają się na chwilę żeby zaraz zniknąć i pojawić się na nowo dopiro po jakimś czasie. Przez cały czas to Butler jest w centrum uwagi i przyćmiewa wszystkich, niekoniecznie aktorstwem, ale z pewnością, swoją rolą. To on, a raczej bohater przez niego odgrywany, jest tutaj najważniejszy.
Zdjęcia, wykonane przez Roberto Schaefera (faceta od m.in. "Marzyciela"), może nie są pierwszej klasy, ale ich "wygląd" niejako idealnie pasuje do filmu i na pewno nie tworzy z niego filmowego arcydzieła, ale nie zaniża jego poziomu. Pomimo tego, że uważam, że Jason Keller (który tym filmem zadebiutował) jako scenarzysta nie wykazał się kreatywnością spisując praktycznie gotową historię to jednak wielki plus dla niego, bo sobie z nią znakomicie poradził i świetnie przeniósł ją na papier. Reżyser Marc Foster (reżyser także "Marzyciela") za to dostrzegł potencjał tego scenariusza i postanowił przełożyć go na taśmę filmową, co także mu się świetnie udało.
Obejrzenie "Kaznodziei z karabinem" zaliczam do udanych seansów. I pomimo, że niekoniecznie jest to film dla kobiet (o czym świadczy m.in. fakt, że byłam jedyną kobietą w sali kinowej, ale to akurat wina mojego dziwnego gustu filmowego:P) to jednak mi się podobał i wyszłam z kina zadowolona. Co za tym idzie - szczerze polecam:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz