wtorek, 14 lutego 2012

Jak zostać prezydentem...



Jest mi przykro. Naprawdę. Bo niesamowicie zawiódł mnie ten film. A tak się na niego nastawiłam. No bo super aktorzy i wszystko. A tu dupa. Flaki z olejem. Koszmar. Kiedy po godzinie nadal nie stało się nic ciekawego już mnie świerzbiła ręka żeby go wyłączyć, ale jako, że każdy film oglądam do końca to wytrwałam.


„Idy marcowe” to historia 30-letniego Stephena (w tej roli świetny Ryan Gosling), który zajmuje się kampanią gubernatora startującego w wyborach na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Oczywiście Stephen jest młodym geniuszem, którego wszyscy podziwiają i którego konkurencja pragnęłaby pozyskać dla siebie. Facet spotyka się więc z szefem sztabu wyborczego przeciwnika żeby z nim porozmawiać. I w tym momencie zaczynają się jego kłopoty, z których nie wiemy do końca tak naprawdę czy wyjdzie obronną ręką.


Przeczytałam gdzieś recenzję tego filmu, która zaczynała się od słów mniej więcej takich: „Ten film trzyma w napięciu do ostatniej minuty”. Niestety przez całe półtorej godziny miałam wrażenie, że oglądałam zupełnie inny film niż pozostali ludzie. Trzyma w napięciu? Jasne. Siedziałam przez cały film w napięciu czekając żeby wreszcie stało się coś co zwróciłoby moją uwagę na tyle żebym przestała siedzieć w napięciu i rozmyślać nad tym czy film wyłączyć czy nie.


Nie wiem czy to wina scenariusza, czy to wina reżysera. „Idy marcowe” to film co najmniej słaby. Zastanawiam się teraz tylko czemu niby ten film dostał nominacje do Oscara za scenariusz. Bo może i pomysł dobry i z potencjałem, ale film słaby. Chociaż może to wina reżysera, który może za bardzo skupił się na swojej roli i zapomniał, że miał nakręcić coś dobrego.


Jedyne co mogę pochwalić to gra aktorów. Ryan Gosling w głównej roli – niesamowity. Pokochałam tego faceta już w „Pamiętniku”. Z trudem przebrnęłam przez słaby „Słaby punkt”, ale za to z jego świetną grą aktorską. Po „Drive” zaczęłam się zastanawiać dlaczego ten facet nie dostał nominacji do Oscara za swoją rolę. Po obejrzeniu „Id marcowych” ponawiam moje pytanie: dlaczego ten facet nie dostał w tym roku nominacji? Został bardzo pokrzywdzony bo aktorem jest naprawdę świetnym i widać, że z filmu na film się rozwija. Cieszmy się – nareszcie mamy aktora młodego pokolenia, który nie dość, że dobrze wygląda to jeszcze świetnie gra. Kto mi jeszcze utkwił w pamięci? Oczywiście George Clooney w roli gubernatora Morrisa. Chociaż po obejrzeniu dużej ilości filmów z Clooneyem w roli głównej jest już dla mnie niemal całkowicie przewidywalny to jednak zawsze miło mi się go ogląda (i to nie tylko ze względu na wygląd). Kto jeszcze zapadł mi w pamięci? Hmm… Trzy osoby, które jak najbardziej trzymają poziom już od wielu wielu lat i zawsze miło je na ekranie zobaczyć – Philip Seymour Hoffman, Marisa Tomey i Paul Giamatti. Jedyną osobą, która mnie zawiodła jest Evan Rachel Wood, od której niestety nieco więcej wymagałam po obejrzeniu jej poprzednich filmów.


Już dawno nie czułam się tak zawiedziona filmem. I to w dodatku z tak doborową obsadą. Niestety, mam wrażenie, że Clooney wybrał takich, a nie innych aktorów w celu zamaskowania wszelkich braków. Bo gdyby nie oni wszyscy to chyba jednak złamałabym swoje postanowienie i wyłączyłabym film po niecałej godzinie.

2 komentarze:

  1. Ciekawe czy faktycznie Gosling w tym filmie zapracował na miano "cudownego Ryan'a" grą aktorską czy aparycją ;>
    Ja go dobrze pamiętam z "Fanatyka" i wtedy był spoko, potem bywało różnie, ale może to ze względu na tematykę jego kolejnych filmów...

    OdpowiedzUsuń
  2. Według mnie zagrał świetnie chociaż, jak napisałam, film słaby. Staram się raczej nie oceniać aktorów po wyglądzie, a patrzeć na ich grę. Jest niestety wiele aktorów, którzy są świetni, ale nie są nigdy obsadzani w głównych rolach bo nie mieszczą się w kanonie piękna...

    OdpowiedzUsuń