czwartek, 21 czerwca 2012

Do kina: Avengers...

Plakaty do filmu są moim zdaniem naprawdę brzydkie. Przynajmniej wszystkie, które widziałam.



Nareszcie wczoraj, z olbrzymiastym opóźnieniem poszłam do kina na "Avengers". Jako że strasznie boli mnie to, że film można obejrzeć jedynie w wersji 3D wybrałam mniejsze zło i siedziałam godzinę w kinie byleby tylko nie iść na wersję z dubbingiem.


"Avengers" to film, w którym wszyscy super bohaterowie łączą swoje siły w walce przeciw złemu bratu Thora - Lokiemu. Mamy tu więc Iron Mana, Kapitana Amerykę, Hulka, Thora, Czarną Wdowę i Hawkeye'a. Powiem szczerze, że do tej pory (chociaż uwielbiam wszelkie filmy o super bohaterach) nie widziałam ani "Thora" ani "Kapitana Ameryki". Film jest jednak skonstruowany w taki sposób, że właściwie nie musimy znać losów poszczególnych postaci żeby zrozumieć fabułę. Może jedynie "Thora" obejrzeć by się przydało, bo to w końcu jego brat jest tu czarnym charakterem, ale jeśli ktoś "Thora" nie widział to nie znaczy, że filmu nie zrozumie. Moim ulubionym bohaterem spośród tej szóstki jest zdecydowanie Iron Man. Pierwszy film o nim widziałam chyba ze dwadzieścia razy, a samego Roberta Downeya Jr. kocham miłością nieprzerwaną od kiedy to jako kilkunastoletnia dziewczyna zobaczyłam go w roli faceta Ally McBeal:) Na drugim miejscu stawiam Hulka. Szczerze powiedziawszy byłam strasznie zawiedziona, że roli Hulka w "Avengers" nie otrzymał Edward Norton, bo to właśnie on jest moim ulubionym zielonym potworem, ale po obejrzeniu filmu doszłam do wniosku, że w wykonaniu Marka Ruffalo Hulk na niczym nie traci, a może nawet zyskuje. Po głębszym zastanowieniu sądzę, że Norton jest zbyt pewny siebie do dialogów Bannera z "Avengers". "Kapitana Ameryki" nie oglądałam więc Chrisa Evansa kojarzę bardziej jako Żywą pochodnię z "Fantastycznej czwórki" i powiem szczerze, że nie przepadam za tym aktorem (chociaż podobał mi się w "Push"), ale Kapitan Ameryka jako ten, który nareszcie wziął się w garść i zaczął "rządzić"  w tej zbiorowości bohaterów wypada naprawdę znakomicie i przekonująco. "Thora" nie oglądałam także więc nie zachwycałam się nad Chrisem Hemsworthem i chociaż naprawdę mi się spodobał w "Avengers" i czuję, że muszę jak najszybciej nadrobić nie obejrzany do tej pory film, to jednak przyznam szczerze, że bardziej od Thora podobał mi się jego przyrodni brat. Loki jest tutaj jednocześnie złowieszczy i momentami nawet przerażający, ale przez większość czasu także zabawny. I to zabawny w pozytywny dla niego sposób.


Cały film prezentuje się naprawdę dobrze, a to za sprawą Jossa Whedona, którego to uwielbiam od momentu kiedy to obejrzałam "Dr. Horrible's sing-along blog" (http://nieco-inna.blogspot.com/2012/01/40-minut-dobrej-rozrywki.html). Whedon to człowiek, który potrafi połączyć dobry żart z poważnymi sytuacjami i naprawdę dobrymi i wcale nieprzesadzonymi efektami specjalnymi. Efekt jest świetny chociaż przyznam, że kiedy usłyszałam o pomyśle połączenia wszystkich super bohaterów w jednym filmie to sądziłam, że będzie to totalna klapa. Polecam więc ten film każdemu, kto jeszcze go nie widział.




PS. Kiedy wyszłam z kina nie mogłam powstrzymać się przed wejściem do Empiku i wyszłam stamtąd z piękną książką "Marilyn. Żyć i umrzeć z miłości." xD

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Do kina: Łowcy głów...

Jestem praktycznie dwie godziny po wyjściu z kina i muszę powiedzieć, że wyszłam więcej niż zadowolona. Film "Łowcy głów" jest naprawdę świetny. Chociaż ma swoje braki i niedociągnięcia. Mimo wszystko to bardzo dobry skandynawski thriller, na który z pewnością warto wydać pieniądze i iść do kina.








Czekałam na ten film od momentu kiedy to przed seansem "Mrocznych cieni" zobaczyłam jego trailer. "Łowcy głów" to historia Rogera, mężczyzny, który ma wszystko - piękną żonę, luksusowy dom, ponadto jest najlepszym norweskim headhunterem. Jednak żeby móc prowadzić aż tak wystawne życie nie wystarczają pieniądze, które zarabia. Roger kradnie więc dzieła sztuki z domów ludzi, których przesłuchuje. Pewnego dnia żona przedstawia mu Clasa Greve'a, który posiada w swoim zbiorze niezwykle drogocenny obraz, który może zapewnić Rogerowi dostatnie życie. Jednak podczas przygotowań do kradzieży nie wie jeszcze, że przyszło mu natrafić na godnego siebie przeciwnika.


Jak już napisałam wyżej, film jest świetny. Jest kilka momentów, w których nieprzyjemnie patrzy się na ekran. Jest świetna akcja przez właściwie cały film. Może jedynie wprowadzenie jest trochę przydługie, ale reszta filmu spokojnie to rekompensuje. Rzecz, do której wszyscy mają zastrzeżenia (z tego co czytałam na forach) to to, że właściwie przez cały film nie wiadomo dlaczego Greve próbuje Rogera zabić. Ludzie! Opamiętajcie się! Co by to był za wciągający thriller gdybyśmy już na jego początku wiedzieli jak się wszystko potoczy i, co ważniejsze, jak się skończy? Żaden. Ja osobiście większych zastrzeżeń do filmu nie mam. Może jest kilka niedociągnięć w scenariuszu, ale ten z kolei podobno (podobno, bo nie czytałam) doskonale odzwierciedla książkę Jo Nesbo, więc ze wszystkimi zastrzeżeniami do niego, a nie do scenarzysty. 


Film jest norweski, a co za tym idzie z całej obsady znam tylko jednego aktora, a mianowicie Nikolaja Coster-Waldau (znany z "Gry o tron"), który wcielił się w postać Clasa Greve'a. I muszę powiedzieć, że zrobił to świetnie, chociaż za dużo go na ekranie nie było. Główną rolę gra tu bowiem nieznany mi kompletnie (nie przepadam bowiem za skandynawskimi filmami, chociaż podobają mi się skandynawscy faceci:P) Aksel Hennie. Jego rola jest doskonała. Znakomita w każdym calu. Pod każdym względem. Kompletnie nie mam do niego zastrzeżeń. Powiem szczerze, że aż zachęcił mnie do obejrzenia jakiegoś filmu z nim. Pozostałe role to zwyczajne, przeciętne kreacje. W końcu najważniejsi w filmie są wyżej wymienieni dwaj panowie. 


Podsumowując, na ten film zdecydowanie warto iść do kina. To były najlepiej przeze mnie wydane pieniądze na kino już od dłuższego czasu. Tak więc jeżeli nie wiecie na co się wybrać, to "Łowców głów" polecam bardzo. Ostrzegam jedynie, że nie jest to zdecydowanie film dla dzieci.


PS. Przed seansem, idealnie w momencie, w którym weszłam na salę, wyświetlony został trailer kolejnego filmu, którego wyczekuję już od kilku miesięcy, a mianowicie "Prometeusza". Trailer ten prezentuję poniżej:)



PS2:) Oglądał już ktoś najnowszy odcinek "Czystej krwi"? Już nie mogę doczekać się następnych:)

wtorek, 5 czerwca 2012

Mroczne cienie...

Ta recenzja miała się tu ukazać, jak obiecywałam, jakieś 3 tygodnie temu. Niestety w domu wysiadł internet, a w mieszkaniu także internetu na razie nie posiadam, więc mam nadzieję, że to w jakiś sposób usprawiedliwia opóźnienie.








Początkowo, kiedy wyszłam z kina, czułam się tym filmem nieco rozczarowana. Nastawiłam się na coś dużo lepszego. Po niemal trzech tygodniach po premierze, mogę z ręką na sercu powiedzieć, że film jest naprawdę dobry, choć bez "fajerwerków".


"Mroczne cienie" to historia Barnabasa Collinsa, który jako młody człowiek odrzucił miłość pewnej służącej, ta z kolei okazała się być wiedźmą. Pozbawiła życia wszystkie osoby, które kochał, a jego samego zmieniła w wampira. Następnie doprowadziła do tego, że został uwięziony w trumnie. Po około dwóch wiekach robotnicy na budowie wykopują trumnę i ciekawi tego co jest w środku otwierają ją, co źle się dla nich kończy. Barnabas wraca do rodzinnego domu, który zamieszkują jego dalecy potomkowie. Stara się pomóc rodzinie przywrócić jej dawną świetność.

Kiedy w zeszłym roku przeczytałam, że Tim Burton tworzy kolejny film we współpracy z Johnnym Deppem (którego swoją drogą ubóstwiamJ) byłam pewna, że muszę na niego iść do kina, zamiast czekać aż ukarze się na DVD bądź w Internecie. Nastawiłam się na coś świetnego, może nawet przełomowego, coś w stylu Burtona z charakterystycznym bohaterem granym przez Deppa. Niestety moje oczekiwania nie zostały do końca spełnione. Oczywiście mamy historię i cały klimat, charakteryzację etc. w stylu Tima Burtona. I oczywiście mamy charakterystycznego bohatera odegranego przez Deppa. Ale czegoś mi tutaj brakowało.

Depp jak zwykle radzi sobie ze swoją rolą świetnie chociaż muszę przyznać, że bardziej podobały mi się jego wcześniejsze role (chociażby Ichabod Crane z "Jeźdźca bez głowy"). W pozostałych rolach mamy tutaj świetną Evę Green. Jej kreacja podobała mi się bardzo. Momentami nawet bardziej od kreacji Deppa. Tę aktorkę poznałam przy okazji serialu HBO „Camelot” gdzie zagrała wiedźmę Morganę. I tutaj znowu możemy zobaczyć ją w roli wiedźmy, tym razem trochę bardziej współczesnej i w blond włosach (w których, swoją drogą, nie podoba mi się za bardzo, wolałam ją w ciemnych). Ale pomijając to, że jej wygląd nie przypadł mi do gustu, jej rola naprawdę mi się spodobała. Dalej mamy Michelle Pfeiffer w roli pani domu. Jej rola była dziwna, kompletnie nie przypadła mi do gustu, ani niczym nie zaskoczyła. Pfeiffer w „Mrocznych cieniach” gra tak samo jak w niemal każdym swoim poprzednim filmie. Swoją rolą nie powala także Helena Bonham Carter, którą uwielbiam i naprawdę się na niej zawiodłam. Kto mi się w tym filmie naprawdę spodobał to Jackie Earle Haley, którego rola zapijaczonego służącego rodziny Collinsów powaliła mnie na kolana. Na szczególne pochwały z mojej strony zasługuje także Gulliver McGrath, chłopiec, który zagrał już w paru filmach (w tym w "Hugo i jego wynalazek") i w tym filmie zdecydowanie dał popis swoich zdolności aktorskich. Niestety nie ma go w tym filmie zbyt dużo choć z mojego punktu widzenia jest dosyć ważną postacią. Za to zawiodła mnie (i to strasznie) Chloe Grace Moretz. Miałam wrażenie, że przez cały film ma jedną i tę samą minę czego u aktorów szczególnie nie lubię. Przykre jest to, że widziałam już kilka filmów z Moretz i zapowiada się z niej naprawdę dobra aktorka, a tu mnie tak zawiodła. 

W ostatecznym rozrachunku film "Mroczne cienie" pomimo swoich słabych stron jest naprawdę dobrym filmem, który warto obejrzeć, przynajmniej ze względu na wyrobienie sobie o nim własnego zdania.

PS. Osoby, które nie przepadają za horrorami niech się nie zrażają tym, że na filmwebie właśnie do horroru jest ten film przyporządkowany. Jedyne co łączy ten film z horrorem to postać wampira, wiedźmy i duchów. "Mroczne cienie" określiłabym raczej jako przyjemną komedię dla całej rodziny.