Alexandre Aja jest reżyserem genialnym. No może trochę przesadzam, ale jedynie z racji tego, że jest to jeden z moich ulubionych reżyserów. W przeszłości popełnił takie filmy jak remake Wzgórza mają oczy (który niewiele ustępował oryginałowi), Lustra z Kieferem Sutherlandem (po obejrzeniu to których przez kilka dni bałam się przejść w nocy koło lustra) czy Pirania 3D. Te trzy filmy, które wymieniłam niemal idealnie ukazują jego drogę do tego czym są Rogi. Mamy bowiem remake "klasycznego" (powiedzmy) horroru, horror, w którym już powoli możemy dostrzec sceny humorystyczne oraz horror, który w zasadzie horrorem nie jest, a bardziej komedią z elementami horroru. Rogi też czystym horrorem nie są. Jasne, mamy tutaj elementy horroru, mamy elementy czarnej komedii, humor sytuacyjny i wreszcie przede wszystkim dramat, choć nawet i melodramat tu znajdziemy. Jeżeli więc idziecie na ten film do kina nastawiając się stricte na horror, w dodatku taki, który ma Was wystraszyć, to na pewno się zawiedziecie. Mam to szczęście, że mniej więcej wiedziałam czego się po Ajy spodziewać, więc wyszłam zachwycona.
Film w całości został oparty na książce Joe'go Hilla o tym samym tytule. Książki jeszcze nie czytałam, choć mam od dłuższego czasu w planach, więc nie jestem w stanie powiedzieć w jakim stopniu film zgadza się z książkowym pierwowzorem. Czytałam jednak inne książki Hilla i jeżeli tylko Rogi utrzymane są w podobnej stylistyce, to mam wrażenie, że jej fanom film się nie spodoba.
Podstawą fabuły jest oczywiście dramat - mamy dziewczynę, która została brutalnie zamordowana. Wszyscy mieszkańcy małego miasteczka, w którym dziewczyna mieszkała, od razu oskarżają o ten czyn jej chłopaka. Postać samego Iga jest przy tym skonstruowana w taki sposób, że choć zdajemy sobie sprawę z tego, że raczej nie był to facet dla niej i prawdopodobnie byłby w stanie ją zabić, podczas jakiejś pijackiej nocy, to jednak od samego początku niejako przeczuwamy, że jest on niewinny. Jest w tym chłopaku coś takiego, że w tę jego niewinność wierzymy nawet bez dowodów na to, że to nie on. Nie jest to złe samo w sobie, gdyż jesteśmy dzięki temu w stanie mu współczuć i spróbować postawić się na jego miejscu. Z drugiej jednak strony, zdając sobie sprawę, że to nie on jest zabójcą, od razu szukamy winnego. Niestety znajdujemy go za szybko. I jest to jeden z minusów filmu - zbyt prędko możemy przewidzieć co się tak naprawdę stało.
Od dramatu przechodzimy do czarnej komedii - Ig budzi się pewnego ranka po kolejnej pijackiej nocy i odkrywa, że z jego czoła wyrosły rogi. Wtedy też odkrywa w jaki sposób działają one na innych ludzi. Od tego momentu już prawie do końca filmu mamy mnóstwo humoru sytuacyjnego. Np. lekarz uprawiający seks z pielęgniarką obok Iga, który leży pod narkozą, gdyż przyszedł, żeby odcięto mu rogi. Czy policjant, wyjawiający swoje homoseksualne myśli.
Mniej więcej w połowie filmu rozpoczyna się horror - Ig odkrywa jak wielką ma moc, na szyi oplata sobie wielkiego węża, w rękę bierze widły i idzie się mścić. Najlepszą scenę możemy znaleźć właśnie mniej więcej w połowie seansu, a jest nią zdecydowanie zemsta na bracie. Daniel Radcliffe wygląda w tej scenie genialnie - wyniośle, groźnie, niemal majestatycznie. Stoi nad bratem z wężem na ramionach i po prostu patrzy. Scena ta jest w dodatku niezwykle realistycznie pokazana, przez co jeszcze bardziej przerażająca (choć nie straszna). Poza tym mamy tu też takie "smaczki" jak Juno Temple tańcząca uwodzicielsko do Heroes Davida Bowie, Radcliffe i Temple uprawiający seks przy tej samej piosence. Świetną sceną jest także ta, w której Radclifee wychodzi z płonącego baru, wyłania się z dymu i przechodzi przez parking, gdzie (za jego sugestią) fotoreporterzy biją się do upadłego.
Wspomniałam, że mamy w Rogach także elementy melodramatu. I to jest właściwie najsłabszy punkt filmu i dla mnie całkowicie zbędny. Przez cały film mamy powtarzane w kółko jak bardzo tych dwoje się kochało. I dobrze. Między innymi dzięki temu wierzymy, że Ig jest niewinny. Są jednak dwie sceny, w których pokazana jest ogromna siła ich miłości, w których ta miłość się kumuluje. Jedna jest ok. 20 minut przed końcem, druga to ostatnia scena. Dla mnie całkowicie zbędne i niepotrzebne. Wnoszą zbyt dużo ckliwości do świetnego filmu. Nie wiem też czy był to zabieg reżysera czy może Hill tak to opisał w książce i żal było tego wywalić? Przeczytam książkę to znajdę na to pytanie odpowiedź.
Parę słów muszę napisać także o samym zakończeniu - Ig rozwiązuje zagadkę, którą my rozwiązaliśmy już 20 minut po rozpoczęciu filmu, dowiaduje się kto zabił Merrin i idzie się z nim spotkać. Po co? Albo żeby oddać go w ręce policji, albo żeby się zemścić. Mniejsza z tym po co. Ważne jak to zakończenie wygląda. A wygląda genialnie. Krew się leje, diabeł powstaje, wracają węże, które gdzieś się w międzyczasie zagubiły. Jasne, jest to scena trochę przesadzona, może nie zbyt krwawa, ale zdecydowanie momentami lekko obrzydliwa. Co nie zmienia faktu, że jest idealnym zwieńczeniem tego pokręconego filmu.
Film Rogi nie spodoba się wszystkim. Ba, nie spodoba się większości. Jest to typ filmu, który będzie miał swoje grono wiernych fanów. Nie jest to stricte horror, więc trzeba się też w niego wczuć, zrozumieć jego konwencję. Podejść do niego jak do Domu w głębi lasu, nie całkiem poważnie.
Ocena: 8/10 <3
PS. Zajrzyjcie sobie do Michała na bloga. Też tam dziś w nocy o Rogach pisał i ma kompletnie odmienne zdanie na temat tego filmu - potwierdza to choćby sama jego ocena (dwa razy niższa od mojej).
PS2. Nie wiem gdzie Michał tam dostrzegł kilka zakończeń. Była jedna scena, podczas której pomyślałam, że pewnie to już koniec, bo rzeczywiście nadawała się na zakończenie, ale całe szczęście do końca było od niej jeszcze daleko. A scena melodramatyczna 20 minut przed końcem seansu na zakończenie się nie nadawała, bo nie kończyła wątku mordercy Merrin. Zakończenie jest jedno jedyne właściwe :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz