Gwiezdne wojny
Widziałam wszystkie części jakieś kilka lat temu. Którąś z nich widziałam nawet dwa razy (pierwszy raz kiedy miałam jakieś 12 lat i akurat mój brat cioteczny to oglądał kiedy u niego byłam). I mogę Wam szczerze powiedzieć, że tych filmów nie cierpię. Co jest też w jakiś sposób dla mnie dziwne, bo jest w nich mnóstwo rzeczy, które w filmach uwielbiam - akcja, świetnie rozpisany czarny charakter, etc. Nie jestem w stanie nawet wytłumaczyć dlaczego te filmy nie należą do moich ulubionych. Jeśli chodzi o "gwiezdne" filmy, zdecydowanie wolę Star Treka.
Batman Nolana (2005, 2008, 2012)
Ogólnie Batman jest jednym z superbohaterów, których po prostu nie cierpię. Niżej od niego jest chyba tylko Superman. Dodatkowo u Nolana gra go Christian Bale - kolejny powód, żeby tych filmów nie lubić. Całą trylogię jednak obejrzałam. Najpierw Mrocznego Rycerza - bo grał tam Ledger, więc się zmusiłam. Jedyny aspekt tego filmu, który mi się podobał to Joker. Czyli powód, dla którego zdecydowałam się w ogóle film obejrzeć. Potem stwierdziłam - dobra, może mi się nie podobało, bo nie widziałam pierwszej części, może coś ważnego mnie przez to ominęło. Więc odpaliłam sobie Batman - Początek. Było już tylko gorzej. Film był tak nudny, że puszczałam go sobie, kiedy nie mogłam usnąć i zazwyczaj usypiałam i tak w tym samym momencie. W końcu jednak usiadłam i zmęczyłam go jakoś do końca. Nic mi się w tym filmie nie podobało.No może Ra's Al Ghul momentami. Ale włączyłam ponownie Mrocznego Rycerza, żeby zobaczyć czy moje odczucia wobec tej części jakoś się zmienią. Wyłączyłam po pół godzinie stwierdzając, że nie, nie będę oglądać tego po raz drugi. Na Mroczny Rycerz powstaje byłam już w kinie. Dlaczego? Akurat wygrałam jakiś darmowy bilet, więc stwierdziłam, że szkoda by było go nie wykorzystać. I ta część podobała mi się zdecydowanie najbardziej. Chyba nawet oceniłam ją jakoś dosyć wysoko. Nie zmienia to faktu, że trylogii Batmana nie cierpię i raczej już nigdy więcej do niej nie zasiądę.
Siedem dusz (2008)
Nie rozumiem zachwytów nad tym filmem. Kolejny przykład filmu, który puszczałam sobie kiedy nie mogłam usnąć. Nie dość, że nudny to w dodatku w ogóle nie poruszający. Może po prostu nie mam serca?...
Słaby punkt (2007)
Nie ma co się tu rozpisywać. Film był po prostu, jak sam tytuł sugeruje, słaby. Nie przepadam za Ryanem Goslingiem, a to była chyba jego najsłabsza rola z dotychczas przeze mnie oglądanych. Anthony Hopkins też wcale się nie popisał. W dodatku film jest niezwykle przewidywalny, dla mnie przynajmniej, a za takimi filmami (w szczególności jeśli to jest thriller) nie przepadam. "Niezwykle elektryzujący thriller"? Chyba oglądaliśmy jakiś inny film...
Paranormal Activity (2007)
Czytając mojego bloga, nie trudno jest się raczej domyślić, że uwielbiam horrory. Pewnie dlatego jestem co do tego gatunku bardzo surowa i zawsze mam wielkie wymagania. Tym bardziej kiedy kilka lat starszy ode facet mówi mi, że to film, po którym nie mógł w nocy usnąć i tak w zasadzie to boi się go ponownie oglądać, ale zrobi to żeby dotrzymać mi towarzystwa. No cóż. Ja się wynudziłam, podobnie moja siostra, a on siedział i zakrywał oczy, żeby tylko nie patrzeć na ekran (morał z tego taki, że muszę lepiej dobierać sobie facetów ;)). Film był nudny jak flaki z olejem, a found footage (za którym osobiście nie przepadam) nie dość, że tu w ogóle nie pomagało, to jeszcze wręcz przeszkadzało. Nie lubię w szczególności jedynki, ale pozostałe części wcale o wiele lepsze nie są.
Wrota do piekieł (2009)
Kolejny horror w moim zestawieniu. Obejrzałam z myślą - horror od faceta, który stworzył Martwe zło, nie może być zły. Oj, jak bardzo się myliłam. Bo ten film nie tylko nie jest straszny, nie tylko jest słaby, ale jest wręcz śmieszny, a w niektórych momentach nawet żałosny. Ale i tak najbardziej boli to, że innym się podobał. Czyżbym nie umiała już oglądać horrorów?
Gwiezdny pył (2007)
Jaki ten film jest głupi... Niby taka sobie bajeczka dla dzieci, ale ja przecież lubię takie bajeczki, a wręcz uwielbiam. Jasne, można go potraktować jako typowy "odstresowywacz", "odmóżdżacz". W większości nie mam nic przeciwko takim filmom i nawet je lubię, ale niestety po tym seansie czułam się jakby coś dosłownie wyżarło mi kawałek mózgu. Dlatego dziwi mnie fakt, że nie dość, że ocena tego filmu na filmwebie wynosi 7,3, to jeszcze w dodatku oceny moich znajomych oscylują na poziomie 7-9/10. Jedyne co w tym filmie mi się rzeczywiście podobało to kostiumy i może ewentualnie muzyka. Nawet Michelle Pfeiffer i Robert De Niro nic tu nie pomogli.
Dzień świra (2002)
Coś czuję, że za tę pozycję otrzymam największe cięgi. Ale cóż poradzę, że nie rozumiem fenomenu tego filmu. Przy czym chcę zastrzec, że filmy Koterskiego naprawdę szczerze lubię. Wszystkie, które widziałam oprócz tego jednego, którym w dodatku wszyscy się zachwycają. Sceny, które podobno mają być zabawne, w ogóle mnie nie bawią. W dodatku ciągnął mi się on jak flaki z olejem. Widziałam dwa razy i więcej nie podejdę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz