środa, 20 kwietnia 2016

Księga dżungli (2016)...


Mowgli jest sierotą, wychowywanym przez wilki. Ale dżungla przestaje być bezpieczna dla chłopca, gdy pojawiają się pogłoski o tym, że w puszczy znowu grasuje tygrys Shere Khan, który poprzysiągł zemstę na ludziach za dawno wyrządzone krzywdy. Wilki, chcąc ratować Mowgliego przed śmiercią, wysyłają go do wioski człowieka. W wyprawie towarzyszy chłopcu jego nauczyciel, czarna pantera Bagheera i nieco ekscentryczny niedźwiedź Baloo. Podczas wędrówki Mowgli przeżywa mnóstwo przygód, spotyka hipnotyzującego węża Kaa, plemię małp oraz jego władcę, króla Louie, który ponad wszystko pragnie pojąć tajemnicę rozniecania ognia, znaną jedynie ludzkości.



Ksiega dżungli to majstersztyk jeżeli chodzi o formę wizualną. Na ekranie mamy jednego młodziutkiego aktora (pod którego jestem olbrzymim wrażeniem, bo miał trudne zadanie do wykonania), a poza nim wszystko zostało dorobione w CGI. I za to należą się twórcom wielkie brawa. Bo dżungla wygląda przepięknie. Mało tego - wygląda przede wszystkim realistycznie. Szczególne wrażenie robi to, kiedy oglądamy film w kinie na wielkim ekranie. I poza małymi wpadkami w postaciach słoniątka i kilku mniejszych zwierzątek, wszystkie zwierzęta wyglądają tak, że momentami przestałam się przejmować dobrze mi znaną fabułą, a tylko siedziałam i podziwiałam. Kiedy na scenę wchodzą słonie - są olbrzymie, piękne i majestatyczne. Kiedy pojawia się Shere Khan - widz ma podobne odczucia co zwierzęta, które spotykają go przy wodopoju. A kiedy wreszcie mamy okazję zobaczyć Kaa... Po prostu WOW. Ten film zdecydowanie trzeba zobaczyć w kinie. 



Pod względem fabularnym Księga dżungli to po prostu bajka. Jon Favreau zrobił po prostu remake animowanej Księgi dżungli z 1967 roku, dodając kilka rzeczy, ale pozostawiając na przykład Disneyowskie piosenki - Bear necessities w wykonaniu niedźwiedzia Baloo oraz I wanna be like you  w wykonaniu króla małp Louie. I o ile tej pierwszej się spodziewałam, bo pojawia się nawet w zwiastunie, tak na tę drugą czekałam od momentu, kiedy zobaczyłam króla małp. Bo o ile w animacji Disneya Louie był postacią raczej zabawną, o tyle u Favreau jest niemal przerażający. Olbrzymia małpa z głosem Christophera Walkena, która zrobi wszystko, żeby posiąść wiedzę jak wzniecić ogień. I kiedy Walken zaczyna śpiewać I wanna be like you to brzmi to niemal tak samo przerażająco jak wygląda. Okropnie żałowałam, że do filmu nie weszła scena, w której Kaa śpiewa swoją kołysankę, bo w końcu głos Scarlett Johansson idealnie się do tego nadaje. Posłuchać jej jednak można podczas napisów końcowych, więc zachęcam Was, żeby trochę na napisach końcowych posiedzieć, bo brzmi niesamowicie.



Jak się już pewnie domyśliliście byłam w kinie na wersji z napisami, więc nie mogę zbyt wiele powiedzieć na temat dubbingu polskiego. Dubbing oryginalny wybrany jest znakomicie. I zdecydowanie warto wybrać się na wersję oryginalną. Jednak sądzę, że jeżeli pójdziecie na wersję z polskim dubbingiem to też nie będziecie zawiedzeni. W zwiastunie nie brzmi on źle, a z racji tego, że swoim głosem mówi w tym filmie tylko Mowgli, a reszta i tak jest w całości dubbingowana, to sprawia on raczej wrażenie dubbingowanej animacji, a nie dubbingowanego filmu fabularnego. Ja nie przepadam za polskim dubbingiem nawet w animacjach, dlatego kiedy tylko mam taką możliwość, to wybieram napisy. 



Księga dżungli to zdecydowanie film dla fanów bajek (i fanów widowisk na miarę Avatara), bo choć film nie jest animowany, to zdecydowanie jest tu bardzo bajkowo. Choć Favreau wniósł do niego ciut mroku. Nieco mroczne są szczególnie sekwencje z Kaa i Shere Khanem. Wszystko jednak równoważy swoim humorem Baloo, więc spokojnie można na ten film zabrać dzieci, także te młodsze. Teraz pozostało nam czekać do 2018 roku na wersję w reżyserii Andy'ego Serkisa.


Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz