czwartek, 12 września 2013

O sztuce, miłości i niebywałej intrydze, czyli Koneser (2013)...

Miałam iść wczoraj do kina na Granice bólu. Jednak za sprawą znajomego, pracującego w kinie i niewystarczającej liczbie chętnych na seans poszłam na Konesera. I jak najbardziej nie żałuję. 



Virgil Oldman (Geoffrey Rush - słynny logopeda z Jak zostać królem) jest właścicielem domu aukcyjnego i wspaniałym znawcą sztuki, znanym niemal na całym świecie. Virgil jest samotnikiem. Do swojego "zamkniętego świata" dopuszcza tylko wybrane osoby, a konkretnie dwie - Billa (Donald Sutherland), artystę, który podziela jego pasję oraz Roberta (Jim Sturgess), młodego mężczyznę, którego spokojnie można nazwać złotą rączką. Pewnego dnia Oldman odbiera telefon od tajemniczej młodej kobiety, Claire Ibbetson (Sylvia Hoeks), która prosi go o dokonanie wyceny spadku po rodzicach, w którego skład wchodzą meble, rzeźby, obrazy, etc. Kiedy Virgil przybywa do rezydencji Ibbetsonów nie spotyka jednak Claire. Okazuje się, że od dawna nikt jej nie widział. Dziewczyna ukrywa się gdzieś w domu, a Virgil kontaktuje się z nią jedynie za pomocą telefonu.



Koneser to film o sztuce, ale i o miłości. O miłości trudnej, bo nie dość, że starszego mężczyzny do niemal trzydziestoletniej kobiety (moja siostra siedząca obok mnie w sali kinowej co chwila komentowała, że to jest obrzydliwe), ale także miłości trudnej, bo miłości przez zamknięte drzwi. Niech Was jednak nie zwiedzie ten miłosny temat, bo to nie jest film tylko dla kobiet. Mężczyźni też znajdą tu coś dla siebie, a mianowicie intrygę, zagadkę, która wychodzi właściwie na jaw dopiero na koniec filmu. Przez cały film czujemy jakoś podskórnie, że coś jest nie tak, że coś się zaraz wydarzy, że to wszystko jest jakoś dziwnie nieprawdopodobne. Ale jednocześnie wydaje nam się, że to jeden z tych filmów, w których wszystko mamy podane na tacy, w których cały czas wiemy co się dzieje. I kiedy nareszcie następuje koniec filmu myślimy (a przynajmniej ja i moja siostra tak pomyślałyśmy): "WOW. Genialne. Co za pomysł na film.". Czytałam oczywiście opinie osób, które twierdzą jakoby wiedziały już jak się Koneser skończy w połowie filmu, i że w ogóle głupia blondynka, by się domyśliła. Proszę Was. Może i jestem blondynką, ale na pewno nie głupią. Filmów też się w życiu naoglądałam i w większości potrafię zakończenie rzeczywiście odgadnąć na długo przed końcem. Tutaj byłam zaskoczona. Ci, którzy Konesera już widzieli - czy Wy także byliście zaskoczeni? A może rzeczywiście jestem głupsza niż mi się wydaje i tylko mnie zakończenie zaskoczyło?



Aktorsko film stoi na bardzo wysokim poziomie. Powiedzmy sobie szczerze - jest to właściwie film jednego aktora, nie ma sceny, w której brakowałoby Rusha, wszystko kręci się wokół Virgila, reżyser nie zdradza nam ani jednej wyraźnej podpowiedzi co do tego, co się dzieje, kiedy Oldmana nie ma w pobliżu. Geoffrey Rush spisuje się zaś świetnie. Zaryzykuję stwierdzenie, że jest to najlepsza rola w jakiej go widziałam (nie widziałam jeszcze wszystkich filmów z nim). Virgil Oldman jest postacią specyficzną. Ma swój własny hermetyczny świat, w którym odgradza się od innych ludzi. Ciągle widzimy go w rękawiczkach, tylko dzieła sztuki dotyka dłońmi. Kolekcjonuje obrazy - portrety kobiet, które zamyka w specjalnie do tego przeznaczonym pokoju. W pokoju tym potrafi siedzieć godzinami, przyglądać się jak one "patrzą" na niego z obrazów. I choć jest to postać specyficzna, to mam wrażenie, że widzowie go polubią, może właśnie z tego powodu. Niezmiernie ważna dla filmu i ciekawa dla widza jest jego przemiana. Poznajemy Virgila jako spokojnego, statecznego człowieka, przypomina on trochę posąg, nic nie jest w stanie wytrącić go z równowagi. Claire jest pierwszą osobą, której się to udaje. Kobieta ta coś w nim zmienia, coś uwalnia. Oldman zaczyna czuć, zaczyna intensywnie wszystko przeżywać. Ułamek tej przemiany mamy zaprezentowany już w zwiastunie filmu, ciekawie jest oglądać co do tego właściwie doprowadziło.



Ale choć Virgil jest główną postacią, osobą, którą ciągle widzimy na ekranie i choć jest osobą tak specyficzną, zamkniętą w swoim własnym świecie to jednak ma przyjaciół (jeśli można tak nazwać Billy'ego i Roberta). Dwóch mężczyzn w różnym wieku (Robert jest od niego sporo młodszy, Billy jest jego rówieśnikiem bądź też jest odrobinę starszy), którym się zwierza, którym opowiada o swoich "przygodach" z Claire, którym powierza swoje sekrety, z którymi pracuje, choć robi to potajemnie. I ci dwaj panowie, Donald Sutherland i Jim Sturgess, radzą sobie w swoich rolach świetnie. Potrafią sprawić, że choć główny bohater jest postacią tak specyficzną i jednocześnie charyzmatyczną, to po seansie także pozostają w naszej pamięci. No i oczywiście Claire. W tej roli Sylvia Hoeks, Holenderka, która do tej pory grała w jakichś pomniejszych, raczej nieznanych w Polsce produkcjach. Piękna i do tego utalentowana. Sprawia, że będąc "na scenie" razem z Rushem nie ginie w jego cieniu, ale wybija się i dotrzymuje mu cały czas kroku. I nie sprawia tego tylko swoją urodą, ale grą aktorską właśnie. I choć w filmie pojawia się dosyć późno (w sensie - pokazuje swoją twarz), to naprawdę warto na nią zaczekać.



Nie można jednak pominąć warstwy artystycznej filmu. Bo poza tym, że zdjęcia Fabio Zamariona są zjawiskowe, a muzyka mistrza Ennio Morricone urzekająca to Koneser jednak opowiada pośrednio o sztuce. Niemal w każdej scenie możemy zobaczyć pięknie urządzone wnętrza, wspaniałe meble i obrazy. I choć sama sztuką się za bardzo nie interesuję, to jednak potrafię dostrzec i docenić piękno chociażby obrazów gromadzonych przez głównego bohatera. Jest w filmie scena, jakoś na początku, kiedy pierwszy raz zostajemy wpuszczeni do sekretnego pokoju Virgila, kiedy bohater siada w fotelu i przygląda się zgromadzonym portretom. Kamera pokazuje nam wtedy niemal każdy z nich, jeden po drugim. Wtedy to zauważamy, że na wszystkich są piękne kobiety. Bardziej lub mniej zakryte, ale kobiety. I wszystkie powieszone są w taki sposób, żeby spoglądały na siedzącego pośrodku pokoju tytułowego konesera. Scena nakręcona jest pięknie i choć nic się w niej nie dzieje, to oglądanie obrazów wcale nas nie nuży. Jesteśmy wręcz zauroczeni, jakby zahipnotyzowani obliczami kobiet, jedynych kobiet, na które Virgil ośmielił się kiedykolwiek podnieść wzrok. Takich scen jest w filmie więcej i między innymi dla nich warto zobaczyć ten film. Bo Koneser to film nie tylko do przeżywania, ale także do podziwiania.




Dlaczego warto obejrzeć?
- bo Virgil Oldman może być oskarową rolą Geoffrey'a Rusha
- dla pięknych obrazów, zdjęć i muzyki
- dla intrygi

Kto nie powinien oglądać?
- komu nie podobały się Dziewiąte wrota, bo to film nieco podobny
- kto nie lubi filmów artystycznych

Ocena: 9/10

1 komentarz:

  1. Magdo, ten film jest o mezczyznach i ich naturze. Dlatego nie zgadzam sie z Twoim stwierdzeniem i chce je odwrocic 'kobiety tez znajda tu cos dla siebie choc niewiele'

    OdpowiedzUsuń