...

czwartek, 31 grudnia 2015

20. Cinergia - DZIEŃ 7. i 8. Chemia (2015), Rana (2014), Zupełnie Nowy Testament (2015)...

Przedostatni dzień festiwalu to tylko dwa filmy. Pierwszy to olbrzymie zaskoczenie, ponieważ do tej pory słyszałam o nim same złe opinie. Drugi to film z wątkiem... żydowskim. Żartuję. Ale film o holokauście Ormian, więc wychodzi podobnie... Ranę, czyli właśnie drugi film, wybraliśmy razem z Grzegorzem tylko i wyłącznie dlatego, że scenografią zajmował się tam Allan Starski. Ale swojego wyboru, na szczęście, nie pożałowaliśmy. Ostatniego dnia festiwalu w planach było obejrzenie trzech filmów (Dzienników berlińskich Przemysława Wojcieszka, Zgromadzenia miłosnego Pasoliniego oraz Zupełnie Nowego Testamentu Jaco Van Dormaela). Jednak z racji ogłoszonego w ostatniej chwili spotkania z Wojciechem Smarzowskim, udało mi się obejrzeć tylko jeden, który okazał się najlepszym filmem, jaki zobaczyłam podczas całego tegorocznego festiwalu, a mianowicie Zupełnie Nowy Testament.


CHEMIA (2015)
reż. Bartosz Prokopowicz
KONKURS NA NAJLEPSZY DEBIUT POLSKI


 

Fotograf mody Benek przechodzi kryzys osobisty i zawodowy, a jego myśli krążą wokół samobójstwa. Nie decyduje się jednak na ten krok. Poznaje ekscentryczną dziewczynę, która rozumie i podziela jego obsesję śmierci. Para rozpoczyna beztroski romans. W końcu jednak dopada Benka brutalna rzeczywistość - Lena ma raka i nie chce poddać się leczeniu. Ich sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, gdy Lena nieoczekiwanie zachodzi w ciążę. Mimo złych prognoz lekarzy, kobieta postanawia urodzić. [cinergia.pl]



Chemia to film w luźny sposób oparty na faktach, opisuje bowiem historię założycielki fundacji Rak'n'Roll - Magdaleny Prokopowicz. Zbieżność nazwisk wcale nie przypadkowa, gdyż reżyser Chemii to mąż, zmarłej już, Magdaleny. 

Filmów opowiadających podobną historię mamy w światowej kinematografii na pęczki. Co roku do kin wchodzi co najmniej jeden film o podobnej tematyce. W większości są to filmy niemal identyczne. Jedne zrealizowane są lepiej, inne gorzej, ale wszystkie opowiadają nam tę samą historię. Co więc tak bardzo spodobało mi się w Chemii? Przede wszystkim to, że film Prokopowicza nie stara się udawać czegoś czym nie jest. Już po obejrzeniu zwiastuna czy nawet zobaczeniu plakatu (który, swoją drogą, można było zrobić o wiele lepiej), wiemy czego się po Chemii spodziewać. Widać, że Prokopowicz nie chciał zrobić jakiegoś ambitnego dzieła o śmierci, w którym pokazałby dokładnie jak wyglądana umieranie na raka. To jest jednak przede wszystkim film o życiu. O starym, dawnym życiu, które symbolizować może czarny pokój w mieszkaniu Benka. O nowym życiu, którego dowodem jest córka bohaterów. A w szczególności - o przeżywaniu każdego dnia tak, jakby był naszym ostatnim. I co z tego, że Chemia nie oddaje w pełni tego jak wygląda chorowanie na raka - bo, z tego co udało mi się zaobserwować, jest to główny zarzut względem tego filmu. No cóż. To nie jest film dokumentalny - to po pierwsze. A po drugie - rak wydaje mi się być jedynie pretekstem do opowiedzenia zupełnie innej historii. Bo tytuł filmu - Chemia - tylko w niewielkiej części odnosi się do choroby i chemioterapii. W większości chodzi jednak o tę przysłowiową chemię między bohaterami.
Dodatkowo, kilka rzeczy, które także bardzo mi się w Chemii podobały:
+ seksowny głos Żulewskiej
+ Eryk Lubos jako ksiądz - świetny!
+ genialna scena ślubu i wesela
+ piękne zdjęcia
+ wyróżniające się w filmie kolory
+ wzruszająca ostatnia scena (wzruszających scen było o wiele więcej, ale ta była piękna)
+ muzyka Makromusic i pojawianie się wokalistki w filmie, co sprawia, że Chemię momentami ogląda się jak teledysk - dobry teledysk

Ocena: 8/10




RANA (2014)
reż. Fatih Akin



Film zainspirowany historią ludobójstwa Ormian. Młody mężczyzna, Nazareth Manoogian, zostaje deportowany ze swojej rodzinnej wioski Mardin. Wkrótce dowiaduje się, że jego córki mogły przeżyć katastrofę. Podróżuje po świecie, by je odnaleźć. Scenografię do filmu zaprojektował Allan Starski. [cinergia.pl]




Rana robi wrażenie przede wszystkim jako ogrom przedsięwzięcia. Bo jest to dzieło wielkie niczym epopeja. Pochwalić film trzeba jednak przede wszystkim za niesamowity realizm. Dzięki temu, że reżyserią zajął się właśnie Fatih Akin, a nie jakiś "większy" reżyser, filmowi brak przepychu, a, co za tym idzie, wygląda on bardzo naturalnie. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że Ranę ogląda się trochę jak fabularyzowany dokument. Mam do filmu Akina jedynie dwa zarzuty. Pierwszy to długość filmu. Ja rozumiem, że w ten sposób widz także odczuwa ten upływ czasu, który widzi na ekranie, ale nadszedł taki moment podczas seansu (gdzieś z pół godziny przed jego końcem), że zaczęłam wręcz marzyć o tym, żeby główny bohater wreszcie odnalazł swoje córki, bo to by oznaczało koniec filmu. Drugi zarzut tyczy się przede wszystkim scenariusza, a konkretnie jednego momentu podczas ostatniej sceny. Nie chcąc zdradzać jak film się kończy, napiszę tylko tyle - dla mnie ten moment wydał się okropnie nierealistyczny. W prawdziwym świecie raczej takie rzeczy się nie zdarzają. Jeżeli ktoś chce wiedzieć o co konkretnie chodzi, niech do mnie napisze (maila albo na facebooku), chętnie na ten temat podyskutuję.

Ocena: 7/10



ZUPEŁNIE NOWY TESTAMENT (2015)
reż. Jaco Van Dormael



Bóg żyje i przebywa w mieszkaniu w Brukseli opracowując złośliwy spisek przeciwko ludzkości. Tymczasem jego niewinna i jak dotąd nieznana córka będzie musiała zbuntować się przeciwko Niemu, znajdując sześciu nowych apostołów. W swojej surrealistycznej komedii reżyser Jaco Van Dormael powraca do tworzenia filmów w najwyższej formie. [cinergia.pl]


Zupełnie Nowy Testament to zdecydowanie najlepszy film jaki widziałam podczas tegorocznej Cinergii i przy tym jeden z najlepszych filmów jakie widziałam w tym roku. Do polskich kin wchodzi 1 stycznia 2016 r. i gorąco polecam Wam wybranie się na niego do kina właśnie.
W czasach, kiedy Hollywood wypuszcza wciąż takie same, w większości słabe (albo po prostu złe) komedie, Zupełnie Nowy Testament to naprawdę miły powiew świeżości. Jaco Van Dormael, reżyser uwielbianego przeze mnie Mr. Nobody, swoją wizją Boga nie wzbudza kontrowersji, ale przede wszystkim bawi. Mamy tu przede wszystkim mnóstwo komizmu postaci - w postaciach zarówno Boga, Bogini, jak i nawet samego Jezusa Chrystusa. Oczywiście, pojawia się także komizm sytuacyjny czy po prostu słowny, w którym pojawiają się genialne nawiązania do Biblii. Jednak komizm w filmie Van Dormaela nie jest ani nachalny, ani, tym bardziej, bluźnierczy. Dzięki temu Zupełnie Nowy Testament to komedia genialna w swojej lekkości i idealna na poprawę humoru. Dodatkowy wielki plus należy się za feministyczną wizję, jakoby kobieta byłaby o wiele lepszym Bogiem. Zdecydowany "must see" roku 2016.

Ocena: 10/10

wtorek, 15 grudnia 2015

20. Cinergia - DZIEŃ 6. Noc Walpurgi (2015), Czerwony pająk (2015), Victoria (2015)...

Dnia szóstego dołączył do mnie Grzegorz z Płonącego Celuloidu (zajrzyjcie tam sobie do Niego, bo też już swoją relację opublikował :)). Nareszcie mogłam chodzić na festiwalowe seanse w towarzystwie. Szczerze Wam powiem, że po pięciu dniach, samotne chodzenie do kina zaczyna się w końcu nudzić. Już tego pierwszego wspólnego dnia musieliśmy nieco pozmieniać plany, żeby zdążyć obejrzeć wszystko to, na czym nam zależało najbardziej. Niestety, dzień szósty to także pierwszy zły film, obejrzany przeze mnie podczas całego festiwalu. Ale poza tym mamy kolejny film z wątkiem żydowskim i film w całości nakręcony na jednym ujęciu.

NOC WALPURGI (2015)
reż. Marcin Bortkiewicz
KONKURS NA NAJLEPSZY DEBIUT POLSKI



Akcja filmu toczy się w noc Walpurgi, 30 kwietnia 1969 roku, w szwajcarskiej operze, tuż po zakończeniu przedstawienia Turandot Giacomo Pucciniego. Gdy ze sceny schodzi wielka diva operowa, Nora Sedler, pod drzwiami jej garderoby czeka na nią młody, skromny dziennikarz, Robert, umówiony na wywiad z artystką. Aktorka od początku prowadzi z nim misterną grę, a w powietrzu unosi się erotyczne napięcie. [cinergia.pl]




O mój Boże! Co to jest za film! Po pierwsze: piękny wizualnie. Chociaż akurat w tym bardzo mu pomaga to, że jest po prostu czarno-biały. Do tego genialna, iście teatralna scenografia. Po drugie: wyśmienity aktorsko. Niezmiernie cieszy fakt, że nadal powstają tak świetne, rozbudowane charakterologicznie role dla kobiet w wieku Małgorzaty Zajączkowskiej. Tym bardziej, że Zajączkowska to klasa sama w sobie. I do tego jeszcze Philippe Tłokiński. Nowa twarz w polskim kinie, na którą zdecydowanie należy zwrócić uwagę. I to nie tylko dlatego, że jest to twarz przystojna, bo Tłokiński bez większych problemów Zajączkowskiej na ekranie dorównuje. Po trzecie: idealnie skonstruowany scenariusz. Tutaj odpowiedzialny jest sam reżyser filmu - Marcin Bortkiewicz. Scenariusz oparty jest na monodramie Diva autorstwa Magdaleny Gauer. Przy czym, jeżeli tego monodramu nie znacie, to radzę się z nim nie zapoznawać przed obejrzeniem Nocy Walpurgi, ponieważ to, co w Divie wiemy już od samego początku, to Bortkiewicz zostawia nam na sam koniec, powodując, że mamy do czynienia z jednym z najbardziej zaskakujących zakończeń wśród premier 2015 roku. Świetnie skonstruowane postacie, które pod swoim wzajemnym wpływem przechodzą przemianę w trakcie przebiegu filmu. Nieznacznie, ale się zmieniają. Film zaczyna się małą, niewinną grą, która z biegiem czasu staje się coraz bardziej erotyczna, a momentami nawet wręcz brutalna. Noc Walpurgi to idealny przykład na to, że Polacy jak chcą, to potrafią zrobić świetny film. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że to właśnie film Bortkiewicza powinien być tegorocznym polskim kandydatem do Oscara. Definitywny "must watch" dla wszystkich.


Ocena: 8/10




CZERWONY PAJĄK (2015)
reż. Marcin Koszałka 
KONKURS NA NAJLEPSZY DEBIUT POLSKI



Inspiracją dla filmu jest historia Karola Kota, seryjnego mordercy działającego w Krakowie w latach 60., znanego też jako "Wampir z Krakowa", a scenariusz powstał na podstawie oryginalnego scenariusza Marty Szreder pt. Lolo. Karol z Czerwonego pająka jest nastolatkiem - młodym, dobrze zbudowanym. Pochodzi z dobrego domu, nie ma problemów w szkole, odnosi sukcesy w sporcie, zakochuje się. Punktem zwrotnym w jego życiu jest moment, gdy przypadkiem zostaje świadkiem morderstwa. Zaczyna śledzić zabójcę i w ten sposób odkrywa mroczną stronę swojej natury. [cinergia.pl]




Nawet sobie nie wyobrażacie, jak bardzo boli mnie fakt, że ten film mi się nie spodobał. Chciałam go strasznie obejrzeć. Film o seryjnym mordercy? Tyle mi wystarczyło, żeby iść do kina. Do tego jeszcze doszedł dobry plakat i fakt, że w jakimś tam stopniu jest to historia prawdziwa. Niestety. Czerwony pająk zawiódł mnie na całej linii. Co to za kryminał, który nie trzyma w napięciu, a wręcz jest w większości czasu przewidywalny?! Przecież to nie jest kwestia budżetu, reżyserii, zdjęć, etc., tylko scenariusza. Który jest po prostu mdły i nijaki. I podobnie jest z postaciami w filmie, które w żaden sposób się nie zmieniają, nie ewoluują. Co więcej, nie poznajemy nawet ich motywacji, co męczy mnie po dziś dzień. Moi mili. Da się w Polsce zrobić dobry film kryminalny. Dowodem na to jest Jeziorak, który to widziałam na zeszłorocznej Cinergii. Wystarczy dobry scenariusz i, przede wszystkim, talent i odrobina dobrych chęci. O aktorach nie wspominam, bo jeżeli chodzi o drugi plan, to był totalnie zły wybór. A jeżeli chodzi o pierwszy plan - Filipa Pławiaka i Adama Woronowicza - to tutaj już jest ponownie wina scenariusza. Bo jeżeli nie mamy dobrej postaci do zagrania, postaci nad którą można popracować, postaci, którą można by w jakiś sposób rozwinąć, to nie dostaniemy dobrej postaci na ekranie, choćby i zagrał ją Johnny Depp. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie wynudziłam się tak strasznie na jakimkolwiek filmie kryminalnym.


Ocena: 2/10 (naciągane do tego)




VICTORIA (2015)
reż. Sebastian Schipper
KONKURS NA NAJLEPSZY DEBIUT EUROPEJSKI



Młoda Hiszpanka Victoria rzuca się w wir berlińskich imprez. Przed jednym z klubów spotka czterech przyjaciół, którzy przedstawiają się jako Sonne, Boxer, Blinker i Fuß. Szybko nawiązuje z nimi nić porozumienia. Zauroczeni sobą Sonne i Victoria przy pierwszej okazji wymykają się z grupy. Jednak ich flirt zostaje przerwany przez pozostałych, ponieważ dla nich noc jeszcze się nie skończyła. Aby wyrównać stare porachunki muszą wykonać ryzykowną akcję, a ponieważ jeden z nich jest zbyt pijany, decydują, że właśnie Victoria powinna przejąć rolę kierowcy. To, co zaczyna się jako gra, wkrótce staje się śmiertelnie poważne. [cinergia.pl]




Sebastianowi Schipperowi chyba spodobał się Birdman, bo Victorię postanowił nakręcić w całości na jednym ujęciu. Może nie do końca mu się to udało. Tzn. nie do końca, bo pod koniec filmu jakieś tam cięcie widać. Jednak mimo wszystko - wielki podziw. Dzięki Bogu, Schipper nie zapomniał przy tym wszystkim o filmie. Mamy ciekawą historię, opowiedzianą w raczej niestandardowy sposób, trzymającą w napięciu niemal przez cały czas, z ładnymi zdjęciami, do tego wszystkiego dobrze zagraną. Właściwie nie byłoby się do czego przyczepić, gdyby nie to, że jednak jest to film trochę za długi. Victoria trwa niemal 2,5 godziny i momentami może się dłużyć. Szczególnie w części wstępnej filmu. Gdyby tak trwał te 20 minut krócej, byłoby idealnie. Poubolewać można też oczywiście nad motywacjami głównej bohaterki i nad głupotą wszystkich bohaterów. Ale nie jest to żaden błąd scenariuszowy, raczej samo życie. Victorię polecam sobie obejrzeć. Chociażby jako taką ciekawostkę filmową - film nakręcony w całości na jednym ujęciu. Gwarantuję, że sama historia też się Wam spodoba.


Ocena: 7/10

niedziela, 13 grudnia 2015

20. Cinergia - DZIEŃ 5. Emigrant z żelkowej, malinowej łódki (2014), Syn Szawła (2015), Droga do Rzymu (2015)...

Dzień piąty zaobfitował ponownie w trzy świetne filmy. Dwie komedie i jeden dramat. Moim pierwszym seansem tego dnia miała być Huba w reżyserii Wilhelma i Anny Sasnal, okazało się jednak, że projekcja Syna Szawła została przesunięta o godzinę do przodu, przez co miałabym niemal trzy godziny wolnego czasu między seansami i żadnego filmu w harmonogramie, który mógłby zapełnić mi tę lukę. Zmieniłam więc szybko plany i postanowiłam sprawdzić czy znajdzie się film w sekcji kino fińskie, który mnie zawiedzie. Wybrałam się więc na Emigranta z żelkowej, malinowej łódki. Następnie przyszła pora na Syna Szawła, jeden z niewielu filmów, o którym wiedziałam, że muszę go zobaczyć i przy tym kolejny film z wątkiem żydowskim (naprawdę sporo ich na tegorocznej edycji festiwalu było). Na koniec pozostawiłam sobie Drogę do Rzymu, czyli pełnometrażowy debiut Tomasza Mielnika.


EMIGRANT Z ŻELKOWEJ, MALINOWEJ ŁÓDKI (2014)
reż. Leif Lindblom
KINO FIŃSKIE



Emigrant z żelkowej, malinowej łódki to komedia o 37-letnim Mikko, który chciałby być Szwedem. Niestety jest Finem, który zawsze czuł, że nie znajduje się w odpowiednim miejscu. Punktem zwrotnym w jego życiu wydaje się być wycieczka statkiem do Sztokholmu, podczas której poznaje Mikaela Anderssona. Mężczyzna jest nieszczęśliwym, szwedzkim psychologiem, który gotów jest zamienić się z Mikko tożsamością. Mikko zyskuje więc ekscytujące życie nowego przyjaciela. To posunięcie odmieni ich życia. Film jest adaptacją debiutanckiej powieści autorstwa Miiki Nousiainena. [cinergia.pl]





To jest dopiero ciekawy film. Komedia, powiedziałabym nawet, że romantyczna, choć tego romantyzmu jest tu raczej niewiele. Większość śmiesznych scen oparta jest na tym jak Fin próbuje udawać Szweda. Jeszcze zabawniej jest kiedy próbuje udawać psychologa. I sprawdza się to doskonale. Poza tym Jonas Karlsson sprawdza się w głównej roli doskonale. Jest to chyba "najluźniejszy" i najbardziej przyjemny film jaki obejrzałam podczas tegorocznej edycji festiwalu. Jeżeli tylko będziecie mieli okazję go zobaczyć, to nie wahajcie się ani trochę. Amerykanie tak dobrych komedii nie robią.


Ocena: 7/10




SYN SZAWŁA (2015)
reż. László Nemes
POKAZY SPECJALNE




Rok 1944, Auschwitz-Birkenau. 48 godzin z życia Szawła Ausländera, członka Sonderkommando – oddziału żydowskich więźniów zmuszonych asystować hitlerowcom w wielkiej machinie Zagłady – na krótko przed wybuchem buntu. W rzeczywistości, której nie sposób pojąć, nie mając szans na przetrwanie, Szaweł próbuje ocalić w sobie to, co zostało z człowieka, którym kiedyś był. [cinergia.pl]





I mamy kolejny film z wątkiem żydowskim. Ostatnio dostał nominację do Złotych Globów jako najlepszy film zagraniczny, zapewne zgarnie także nominację do Oscarów. Jest to z pewnością film ciekawy. Po pierwsze - nie boi się pokazywać jak życie w Auschwitz wyglądało naprawdę. Po drugie - stosuje ciekawy zabieg operatorski, gdzie kamera niemal cały czas zwrócona jest tylko i wyłącznie na głównego bohatera. Rzadko kiedy reżyser pozwala nam zobaczyć co się dzieje gdzieś z boku czy w oddali. Początkowo jest to może trochę męczące, ale po kilku - kilkunastu minutach widz się do tego przyzwyczaja i właściwie nie widzi różnicy. I po trzecie - film skupia się przede wszystkim na jednym bohaterze. Dostajemy dogłębny wgląd w jego psychikę. I podobnie jak w filmie Klezmer, film pokazuje nam jak człowiek dostosowuje się do rzeczywistości w jakiej przyszło mu żyć, jak wojna (i w tym przypadku także obóz) zmienia człowieka, do czego jest w stanie się posunąć dla własnej korzyści. I, tak jak w przypadku Klezmera, ta korzyść była wymierna, tak w przypadku Syna Szawła o wymierności mówić nie możemy, chodzi przede wszystkim o uczucia i pokazanie innym (i chyba przede wszystkim sobie samemu), że nawet w tej obozowej rzeczywistości człowiek nadal może pozostać człowiekiem. Polecam. W polskich kinach do obejrzenia od 22 stycznia 2016 roku.


Ocena: 8/10




DROGA DO RZYMU (2015)
reż. Tomasz Mielnik
KONKURS NA NAJLEPSZY DEBIUT EUROPEJSKI



Vašek to miły chłopak, który staje się złodziejem za namową femme fatale Ginger, w której się zakochuje. Z przyklejonymi wąsami, w ciemnych okularach i ze skradzionym obrazem wsiada do pociągu do Rzymu. Jego przedział pełen jest ludzi, którzy chętnie opowiadają historie ze swojego życia. Komedia metafizyczna, film drogi, polemika dotycząca naszej podróży przez życie – debiut Tomasza Mielnika zawiera w sobie wszystkie te elementy. [cinergia.pl]




Tomasz Mielnik - polski reżyser wykształcony w Czechach, stworzył film, który niemal idealnie łączy ze sobą polskie zamiłowanie do wzniosłych i poważnych tematów z czeskim humorem. Humorystyczne kino drogi w całości zrealizowane w Pradze z czeskimi aktorami oraz epizodycznymi rolami Jana Englerta i Zbigniewa Zamachowskiego. Jeżeli lubicie czeskie kino, jest to film zdecydowanie dla Was. Ja, osobiście, za nim nie przepadam, ale Droga do Rzymu zdecydowanie przypadła mi do gustu. Trochę to ponoć inspirowane Rękopisem znalezionym w Saragossie. Nie wiem. Wstyd się przyznać, ale filmu Hasa nadal nie widziałam. Droga do Rzymu to film, na którym można dosłownie płakać ze śmiechu. Miejmy nadzieję, że dotrze także do polskich kin, bo na razie takowej premiery zaplanowanej nie ma.


Ocena: 7+/10

czwartek, 10 grudnia 2015

20. Cinergia - DZIEŃ 4. Stare grzechy mają długie cienie (2014), Swobodne opadanie (2014), Klezmer (2015)...

Czwarty dzień festiwalu upłynął mi pod znakiem filmów, o których nie wiedziałam niemal nic w momencie, kiedy na nie szłam. Stare grzechy mają długie cienie wybrałam tylko dlatego, że uwielbiam hiszpańskie kino, Swobodne opadanie miało mi zapełnić lukę w ciągu dnia festiwalowego, a o filmie Klezmer wiedziałam tylko tyle, że to film polski. Oczywiście, organizatorzy nie zawiedli i okazało się, że właściwie każdy film na jaki się podczas Cinergii poszło, był dobrym wyborem (no dobra, może prawie każdy, ale o tym przekonacie się w jednym z późniejszych wpisów).


STARE GRZECHY MAJĄ DŁUGIE CIENIE (2014)
reż. Alberto Rodríguez
FILMOWE ODKRYCIA EUROPY


Południe Hiszpanii, rok 1980. Dwaj detektywi z Madrytu, Juan i Pedro, mają zupełnie inne spojrzenie na świat. Jednak pomimo dzielących ich różnic łączą siły, by złapać bezwzględnego mordercę, od lat terroryzującego społeczność miasteczka, w którym panuje duch mizoginizmu. [cinergia.pl]


Hiszpańską kinematografię kocham przede wszystkim za horrory. Ale nie tylko. Bo Hiszpanie mają to do siebie, że jak już się za coś biorą to zazwyczaj wszystko mają perfekcyjnie opracowane i dopięte na ostatni guzik. Zazwyczaj, bo na pewno mają też w swojej kinematografii filmy słabe, chociaż ja się jeszcze z takim nie spotkałam. Stare grzechy mają długie cienie także są takim właśnie dziełem. Dopracowanym w każdym szczególe. Zero luk w scenariuszu, dobre aktorstwo i do tego piękne zdjęcia. Szczególnie zdjęcia z lotu ptaka, które pojawiają się od czasu do czasu i dają nam szerszy pogląd na daną sytuację. Jedyny zarzut jaki można filmowi Rodrigueza postawić, to to, że niestety momentami film się dłuży. 105 minut to trochę za długo, żeby widza utrzymać cały czas w napięciu, więc o wiele lepiej by się go oglądało, gdyby trwał przynajmniej z 15 minut mniej. Poza tym trochę niepotrzebnie został wprowadzony wątek "haniebnej" przeszłości jednego z głównych bohaterów, który wprowadzony jest mniej więcej w połowie filmu tylko po to, żeby na koniec mógł zostać w pełni rozwiązany. Żadnej w tym zagadki, w żaden sposób nie został on w trakcie filmu pociągnięty. Mimo wszystko jest to film naprawdę dobry, który mogę z ręką na sercu polecić wszystkim fanom zarówno hiszpańskiego kina, jak i "powolnych" kryminałów. W polskich kinach będzie można go oglądać już od 25 grudnia tego roku.

Ocena: 7/10


SWOBODNE OPADANIE (2014)
reż. György Pálfi
FILMOWE ODKRYCIA EUROPY


Starsza kobieta rzuca się z dachu bloku, a w miarę jak spada, zaglądamy w kolejne okna do innych mieszkań. Siedem pięter, siedem identycznie zaprojektowanych mieszkań, siedem zupełnie różnych światów. [cinergia.pl]


Swobodne opadanie zdecydowanie polecam wszystkim fanom W piwnicy. Podczas seansu filmu Palfiego miałam dziwne wrażenie, że oglądam fabularyzowaną wersję dzieła Ulricha Seidla, która zamiast w piwnicach rozgrywa się w mieszkaniach pewnego bloku. Zamysł mamy bowiem podobny - zaglądamy do kilku mieszkań, żeby zobaczyć jak żyją ludzie w nich mieszkający. I, no cóż, żadna z pokazanych nam historii nie jest do końca "normalna". Oba filmy wywarły na mnie bardzo podobne wrażenie i oba z nich zdecydowanie polecam fanom mocnych wrażeń i osobom po prostu ciekawym. Ja nie odczuwam potrzeby obejrzenia żadnego z nich ponownie, ale gdybyście chcieli zobaczyć Swobodne opadanie na własne oczy to do polskich kin film wejdzie 8 stycznia 2016 roku.

Ocena: 6/10


KLEZMER (2015)
reż. Piotr Chrzan
KONKURS NA NAJLEPSZY DEBIUT POLSKI

Akcja filmu rozgrywa się w letni dzień 1943 roku, na prowincji okupowanej Polski. Opowiada o grupie młodych ludzi, którzy wybrali się do lasu zbierać szyszki i chrust na opał. Rozmawiają, śmieją się, flirtują, snują plany na przyszłość. Ale tego dnia wydarzy się coś, co zmieni ich życie. [cinergia.pl]


Kolejny, po Labiryncie kłamstw, film z wątkiem żydowskim. W ogóle podczas tegorocznej edycji Cinergii tych wątków żydowskich było sporo. Klezmer zapewne będzie porównywany do Idy Pawlikowskiego i Pokłosia Pasikowskiego, ze względu na swoją tematykę. Jest to jednak film o wiele "głębszy" od dwóch wyżej wymienionych. A opowiada przede wszystkim o człowieku i o tym co wojna potrafi z człowiekiem zrobić, jakie emocje wywołać, jakie podziały wprowadzić. Poza tym Klezmer to film po prostu piękny. Akcja rozgrywa się w ciągu jednego dnia w lesie, a zdjęcia w całości kręcone były w plenerze, co filmowi tylko i wyłącznie pomogło. No i aktorsko film jest po prostu genialny. Piotr Chrzan pokazuje, że w Polsce mamy kilkoro naprawdę zdolnych aktorów i wcale nie trzeba do każdego filmu zatrudniać tej samej obsady. Lesław Żurek to po prostu Lesław Żurek. Nic nadzwyczajnego. Jeśli widziało się kilka filmów z udziałem tego aktora, to widziało się już chyba wszystko co potrafi. Spośród obsady wyróżniają się jednak dwa mniej znane nazwiska. Po pierwsze - Kamil Przystał. W roli Witusia jest przegenialny i z chęcią obejrzę Klezmer jeszcze raz, tylko i wyłącznie po to, żeby podziwiać jego grę aktorską. Już teraz z utęsknieniem wyczekuję filmów z jego udziałem. A po drugie - Dorota Kuduk. Jako Hanka, siostra Witusia, daje z siebie naprawdę wszystko. Początkowo jest nieco irytująca, ale w miarę upływu czasu zaczyna się to zmieniać, więc jest to raczej wina postaci, a nie samej aktorki. Ta dwójka zdecydowanie zasługuje na uwagę w przyszłości i mam nadzieję, że Klezmer pozwoli im się wreszcie wybić z grania ról drugoplanowych i epizodycznych. Na razie, niestety, nie wiadomo jeszcze kiedy film będzie miał premierę w polskich kinach, ale miejmy nadzieję, że już niebawem.

Ocena: 9/10

20. Cinergia - DZIEŃ 3. Violet (2014), Śpiewający obrusik (2015), Labirynt kłamstw(2014)...

Dnia trzeciego zmniejszyłam ilość filmów do trzech, choć stało się tak poniekąd przez przypadek. Miałam bowiem iść jeszcze na Wołanie Marcina Dudziaka, ale już nie zdążyłam. Ale podobno nie mam czego żałować. Poza tym żałuję trochę, że nie obejrzałam filmu Walser Zbigniewa Libery, ale niestety był pokazywany w tym samym czasie co Śpiewający obrusik Mariusza Grzegorzka, a strasznie chciałam zobaczyć co to ci aktorzy z naszej łódzkiej Szkoły Filmowej zmalowali :)


VIOLET (2014)
reż. Bas Devos
POKAZY SPECJALNE



15-letni Jesse jest świadkiem śmiertelnego pobicia swojego przyjaciela Jonasa. Młodzi sprawcy uciekają, a motyw zabójstwa pozostaje niewyjaśniony. Dla Jesse'ego zaczyna się nowy, nieznany, bolesny rozdział, w którym musi zmierzyć się z emocjami, o jakich nie miał wcześniej pojęcia. Nie umie rozmawiać o śmierci przyjaciela, nie umie też zapomnieć o tym, co widział. Zastanawia się, dlaczego on sam przeżył. Jako jedyny świadek morderstwa musi odpowiedzieć na wiele pytań – zadawanych przez rodzinę zmarłego i ich wspólnych przyjaciół z klubu BMX. Ale nie umie znaleźć słów. Zamiast tego ucieka w swój wewnętrzny świat, desperacko szukając zrozumienia i ulgi. Musi zmierzyć się z doświadczeniem, które przekracza granice jego wyobraźni. [cinergia.pl]



Zdarzyło Wam się kiedykolwiek, że po obejrzeniu filmu dochodziliście do wniosku, że niby jest to dobry film, ale Wam się nie podoba? Albo odwrotnie - niby film jest zły, ale Wy dodalibyście go niemal do listy swoich ulubionych? Mnie się to zdarza dosyć często. Częściej opcja druga, ale w przypadku Violet jestem w stanie przyznać, że jest to film nawet bardzo dobry, choć mnie się nie spodobał w ogóle. Przede wszystkim jest to film piękny. No może trochę przesadziłam, ale zdjęciami można się w nim pozachwycać. Historia też jest ciekawa, trochę przypomina mi tę z Paranoid Park Gusa Van Santa. Niestety, cała historia jest jakoś dziwnie rozciągnięta i "rozstrzelona" przez co momentami nie byłam w stanie stwierdzić co właściwie się dzieje na ekranie. Film trwa 82 minuty, ale miałam wrażenie, że siedziałam w sali kinowej o wiele, wiele dłużej. Violet dłużył mi się niesamowicie i mam wrażenie, że podobałby mi się dużo bardziej, gdyby go skrócić do ok. 60 minut. Mimo wszystko polecam. Bo to dobry film jest i jestem pewna, że wielu osobom przypadnie do gustu.

Ocena: 5/10


ŚPIEWAJĄCY OBRUSIK (2015)
reż. Mariusz Grzegorzek
POKAZY SPECJALNE




Na Śpiewający obrusik składają się cztery niezależne nowele filmowe: czarno-biała opowieść o zagubieniu młodych ludzi, pozbawionych celu i radości życia, utopionych w marazmie blokowej rzeczywistości; neurotyczna podróż przez krainę emocjonalnego i fizycznego wyniszczenia spowodowanego ucieczką w narkotyki; wyrafinowana, choć zanurzona w popkulturze, poetycka adaptacja greckiej baśni. Źródłem wspólnej emocjonalnej temperatury filmowych historii jest nadzieja na przebudzenie i wiara w miłość, która pozwala przetrwać najbardziej drastyczne życiowe epizody. [cinergia.pl]



Śpiewający obrusik stanowi w Polsce swoisty precedens. Do tej pory bowiem, studenci z Wydziałów Aktorskich wszystkich polskich szkół filmowych uzyskiwali dyplom poprzez występowanie na deskach teatru. Wszystko zmieniło się za sprawą pani dziekan i studentów 4. roku, obecnie już absolwentów, PWSFTviT. No bo czemu nie dać się tym młodym aktorom wykazać od razu w dziele filmowym? Czemu nie pokazać im jak wygląda praca na planie filmowym doświadczonego reżysera, a nie kolegi z reżyserii? Jak to wyszło w praktyce? A no, wyszło świetnie. Na film składają się cztery nowele. Każda opowiada inną historię, każda utrzymana jest w innej stylistyce. I tak jak powiedział Grzegorzek przed projekcją filmu - jeżeli nie spodoba Wam się pierwsza część, nie wychodźcie od razu z kina, poczekajcie, może spodoba Wam się druga albo trzecia. Mnie, na przykład, pierwsza nowela się spodobała, ale druga już nie bardzo. Za to ostatnia, nosząca tytuł Śpiewający obrusik, jest zdecydowanie najlepsza. Piękna wizualnie i treściowo, idealnie dopracowana, ciekawa i wciągająca - istna perfekcja. Chętnie obejrzę ten film jeszcze raz, jak tylko wejdzie do kin, a premiera planowana jest na 5 lutego 2016 roku.

Ocena: 8/10


LABIRYNT KŁAMSTW (2014)
reż. Giulio Ricciarelli
FILMOWE ODKRYCIA EUROPY



Rok 1958. Od zakończenia wojny minęło już ponad trzynaście lat, a Niemcy prosperują. Pewnego dnia dziennikarz Thomas Gnielka rozpoznaje w osobie wykładowcy dawnego komendanta obozu w Auschwitz. Johann Radmann, młody prokurator, postanawia przyjrzeć się bliżej sprawie dawnych oświęcimskich oprawców. [cinergia.pl]



Na Labirynt kłamstw poszłam przede wszystkim dla zabicia czasu. Miałam akurat jakieś 2,5 godziny wolne między seansami, więc stwierdziłam, że przynajmniej zaliczę dodatkowy film. Ba, miałam z filmu wyjść 15 minut przed końcem, żeby zdążyć dojść do kina Charlie na kolejny planowany seans. No cóż. Wyszło zupełnie inaczej. Bo Labirynt kłamstw tak bardzo wciągnął mnie swoją historią, że nie mogłam się ruszyć z fotela, póki nie wyświetlono napisów końcowych. Koniec końców - na projekcję Wołania już nie zdążyłam, i podobno dobrze zrobiłam. Labirynt kłamstw jest tegorocznym niemieckim kandydatem do Oscara. I bardzo dobrze, bo może dzięki temu więcej osób go zobaczy. I to nawet nie dlatego, że historia w filmie opowiedziana jest ważną historią. Ale dla tego jak ta historia jest opowiedziana. Bo Labirynt kłamstw ogląda się trochę jak kryminał. I choć wszyscy bardzo dobrze wiemy z lekcji historii jak film się skończy, to i tak się tego zakończenia wyczekuje. Film do naszych kin wejdzie 22 stycznia 2016 roku i serdecznie go wszystkim polecam, bo jest to jeden z najlepszych filmów, jakie widziałam podczas tego festiwalu.

Ocena: 8+/10