...

czwartek, 30 października 2014

Sędzia (2014)...


Na film Sędzia do kina poszłam, gdyż już od czasów serialu Ally McBeal uwielbiam Roberta Downeya Jr. oraz filmy i seriale, gdzie w roli głównej występuje adwokat. Połączenie wyżej wymienionych wydawało się spełnieniem marzeń. Idąc do kina, nie nastawiałam się jednak na nic wybitnego. Ot, taki film dla zabicia czasu. Zobaczę co im tam wyszło, a potem "objadę" ich od góry do dołu w swojej recenzji (dobrze przecież wiemy, że o wiele łatwiej pisać o czymś złym niż o czymś dobrym). Jakie było moje zdziwienie kiedy z sali wyszłam zachwycona. Nie mam się prawie w ogóle do czego doczepić i ogłaszam wszem i wobec, że ten film trzeba zobaczyć.



Ale zacznijmy od początku... A na początku poznajemy Hanka Palmera - wziętego prawnika, który sam o sobie mówi, że "niewinnych ludzi na niego nie stać". Hank ma piękną żonę, cudowną córeczkę, wielki dom i świetny samochód. Pozory mogą jednak mylić. Hank ma bowiem także "dysfunkcyjną" rodzinę, a przede wszystkim ojca. Tego poznajemy chwilę później, kiedy jego syn przyjeżdża do rodzinnego miasteczka na pogrzeb matki. Przyjeżdża na jeden dzień, jednak nie uda mu się tak szybko uciec. Bowiem jego ojciec Joseph - notabene niesamowity, poważany przez wszystkich, tytułowy sędzia - zostanie oskarżony o morderstwo.




Sędzia wydaje się być z początku filmem stricte "prawniczym". Mamy prawnika i sędziego w rolach głównych. Film zaczyna się właściwie niemal sceną w sądzie. Nawet plakat nam to sugeruje. Jak jednak napisałam już powyżej, pozory często mylą. Więcej mamy tu bowiem dramatu rodzinnego. Sceny w sądzie są niejako tylko tłem dla opowiadanej historii. A dramat mamy zbudowany świetnie. Ojciec i syn, którzy nie widzieli się od wielu lat, którzy nawzajem za sobą chyba nie przepadają, nie potrafią ze sobą rozmawiać, a co tu dopiero mówić o wytrzymywaniu razem pod jednym dachem. Widzimy to już w ich pierwszej wspólnej scenie - ojciec wita syna w domu w dzień jego przyjazdu, na dzień przed pogrzebem żony. W domu jest mnóstwo ludzi, wszyscy przyszli złożyć kondolencje. Hank powie potem do swojego brata: "Wszystkich uściskał, a tylko mi podał rękę". Dziwne to trochę. No bo w końcu to jego syn. Jak bardzo zły by nie był, ojciec powinien uściskać go w momencie powrotu do domu, powinien się z tego powrotu cieszyć. Ten uścisk się Hankowi należał, szczególnie w dniu śmierci jego matki.




Potem mamy jeszcze mnóstwo podobnych scen. Scen wypominania sobie nawzajem swoich dawnych i obecnych błędów, scen, w trakcie których zastanawiamy się, kto jest tak naprawdę gorszy - czy ten ojciec, który syna nie docenia i wciąż pamięta jego błąd z młodości czy ten syn, który opuścił dom i, gdyby nie śmierć matki, pewnie w ogóle by do niego nie wrócił. Jednak wraz z rozwojem wydarzeń wydaje się, że ich relacja się zmienia. Po chwili jednak znów ukazuje nam się scena, w której wszystko jest tak jak dawniej i zastanawiamy się, co się dzieje - przecież jeszcze przed chwilą tak świetnie się dogadywali. Całość kończy się jednak w sposób właściwie idealny. Ostatnia scena jest sceną ostateczną, podsumowującą całą ich relację w sposób zaskakujący, a jednak tak bardzo do przewidzenia.



Sędzia to film, który opiera się głównie na aktorach. W szczególności tych dwóch głównych. Mamy więc Roberta Downeya Jr. jako syna - Hanka Palmera oraz Roberta Duvalla jako ojca - sędziego Josepha Palmera. O Duvallu mogę powiedzieć tylko jedno. Ten człowiek zdaje się w ogóle nie starzeć. Ma 83 lata, a wydaje się właśnie teraz być w swojej szczytowej formie. Mało jest aktorów w jego wieku, wręcz z jego pokolenia, którzy nadal tak dobrze i starannie dobieraliby swoje role. Jeżeli zaś chodzi o Roberta Downeya Jr. to coraz częściej słychać głosy, że po filmie Iron Man każdą swoją postać gra tak samo. Jego Sherlock Holmes i Peter Highman z Zanim odejdą wody rzeczywiście Tony'ego Starka bardzo mocno przypominają. Po filmie Sędzia słyszałam podobne głosy. Nie przeszkadzałoby mi to, gdyż lubię jego role nawet jeśli jedna od drugiej zbyt wiele się nie różni. Hank Palmer nie jest jednak Tonym Starkiem. Jasne, trochę go przypomina z usposobienia, z nastawienia do życia i ludzi (kobiet przede wszystkim). Jest to jednak podobieństwo widoczne jedynie w charakterze postaci, a nie w grze aktorskiej. Nie zapominajmy, że to jest facet, który zagrał Charliego Chaplina w filmie Richarda Attenborough na tyle dobrze, że ciężko go od oryginału odróżnić (i to nie tylko ze względu na charakteryzację). Robert Downey Jr. wiele umie jako aktor i filmem Sędzia stara nam się to przypomnieć. Jest też tutaj jednak Billy Bob Thornton, który jako siwiutki prokurator prezentuje się znakomicie. Niezwykle przyjemnie podziwia się pojedynek tych dwóch panów na sali sądowej.



Dotarłam już właściwie do końca, więc na koniec małe "ale". Poza dwoma głównymi wątkami - sądowym oraz relacji ojca z synem - mamy w filmie Sędzia jeszcze wątek poboczny, a jest nim życie miłosne Hanka Palmera. Kiedy główny bohater wraca bowiem do rodzinnego miasteczka, spotyka tam swoją miłość z czasów jeszcze licealnych, kiedy to był młodym, głupim, zbuntowanym chłopakiem. Okazuje się oczywiście, że "stara miłość nie rdzewieje" i możemy podziwiać próby romansu tej dwójki. Jedyne co mam do zarzucenia temu filmowi to właśnie ten wątek. Jest on tutaj bowiem całkowicie zbędny. Równie dobrze można by go z filmu wyciąć i nikt nie zauważyłby różnicy, a mielibyśmy dzięki temu film, który trwałby nie 140 minut, a np. 120 minut.



Film Sędzia szczerze polecam. Wszystkim. Bo każdy znajdzie w nim coś dla siebie. Więc nie wahajcie się więcej i idźcie do kina, póki jeszcze go grają :)

Ocena: 8/10


FILM OBEJRZANY DZIĘKI UPRZEJMOŚCI WARNER BROS POLSKA

Advertisement

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz