Na film #WSZYSTKOGRA szłam z nastawieniem, że będzie to kolejna polska kupa. Umówmy się - nawet zwiastun wręcz zmuszał do takiego myślenia. Jakże się pomyliłam. Nie jest to może film bardzo dobry (ani nawet dobry), ale jak na próbę stworzenia w Polsce pełnoprawnego musicalu z polskimi przebojami, to wyszło to naprawdę nieźle. Może to kwestia mojego wcześniejszego nastawienia, ale z sali kinowej wyszłam w naprawdę dobrym nastroju.
Fabuła, jak to na musical przystało, jest niezwykle prosta (i jakże do tego polska). Trzy kobiety - babcia, matka i córka - mieszkają w domu na obrzeżach Warszawy. Na skutek splotu wydarzeń, dom ma być im odebrany. Pojawiają się prawnicy i komornicy, którzy ten dom chcą im zabrać. Ale one będą walczyć. I gdzieś po drodze znajdą miłość (a chociażby jedna z nich, albo dwie - do końca nie jestem pewna).
#UMIEJĘTNOŚCI_WOKALNE
Nie umiesz śpiewać - nie pchaj się do musicalu. Proste. Chyba, że jesteś wielką gwiazdą i wiesz, że brak umiejętności śpiewania ujdzie Ci na sucho, tak jak Pierce'owi Brosnanowi w Mamma mia!. W naszej rodzimej produkcji ze śpiewaniem większych problemów nie ma. O tym, że Stanisława Celińska śpiewać potrafi chyba wie każdy. O tym, że Kindze Preis też to nieźle wychodzi może przekonać się każdy kto w ostatnim czasie oglądał telewizję i widział reklamę pewnej różowej sieci komórkowej. Zaskoczył mnie głos Elizy Rycembel, która chyba w całym filmie wypada najlepiej. I wokalnie, i aktorsko.
#AKTORSTWO
Aktorsko #WSZYSTKOGRA wypada bardzo średnio. Celińska, wiadomo, klasa sama w sobie. Eliza Rycembel z kolei to jedna z najlepiej zapowiadających się obecnie polskich aktorek młodego pokolenia. Za wiele do zagrania nie ma, ale dwoi się i troi, i chyba jako jedyna jest w stanie nadać swojej postaci jakiś charakter. Za to Kinga Preis i Sebastian Fabijański drażnią. I razem, i osobno. Równie dobrze mogłoby ich w filmie w ogóle nie być. W szczególności tego drugiego. Jego postać pojawia się w filmie chyba tylko po to, żeby mógł pojawić się w nim wątek miłosny. Przy czym ten wątek miłosny jest tak beznadziejny, że aż szkoda gadać. Przez większość filmu właściwie nie wiemy w kim ten Fabijański się zakocha, a kiedy już się dowiadujemy (pod koniec filmu), to po pierwsze - mało nas to już interesuje, a po drugie - jest to tak nienaturalne, że to głowa mała.
#FABUŁA
Z fabułą jest najgorzej. Wiadomo od dawna, że w Polsce mamy ogromny problem ze znalezieniem dobrego scenariusza. Ten jest jednak straszny. Pierwsza połowa filmu jeszcze jest w miarę w porządku. Pojawiają się z rzadka jakieś sztuczne dialogi, ale aż tak bardzo to w oczy nie razi. Mamy jakieś "zawiązanie akcji", mamy kilka nawet nieźle wplecionych i fajnie wykonanych piosenek. Musicale mają do siebie, że fabuła ma być ładna, prosta, nieskomplikowana, tak żeby wplecione w film wykonania nie przeszkadzały w jej zrozumieniu. Na początku filmu nawet w pewnym stopniu tak jest, ale mniej więcej od połowy (dokładnie od sceny, w której bohaterowie Preis i Fabijańskiego rozmawiają ze sobą na tarasie) wszystko zaczyna się walić. Mam wrażenie, że drugą połowę filmu, ktoś po prostu dopisał na kolanie. I nie postarał się nawet o to, żeby wykonywane piosenki pasowały do fabuły. Dostajemy dziwną scenę i dziwnie do niej nie pasującą piosenkę. Im dalej w las, tym gorzej. Niestety. Mam wrażenie, że ani przed rozpoczęciem zdjęć, ani w trakcie kręcenia nikt nie przeczytał tego scenariusza choć raz w całości i dopiero przy montażu okazało się, że połowa materiału nadaje się albo do kosza, albo chociaż do poprawienia, ale niestety było już za późno. Poza tym mamy w filmie postać graną przez Antoniego Pawlickiego, która jest kompletnie w filmie niepotrzebna, a na domiar złego przypisuje się jej jakieś nadprzyrodzone moce, co kompletnie w tym filmie nie gra.
#PIOSENKI
Uwielbiam musicale. Wszystkie. I te, w których od czasu do czasu pojawiają się pojedyncze piosenki, i te, które w całości są wyśpiewane. Zazwyczaj jestem w stanie z takiego filmu wychwycić dwie, trzy piosenki, których potrafię słuchać na okrągło. Zresztą. Mamy mnóstwo filmowych musicali, z których aranżacje puszczane są w radiu i traktowane są jako równoprawne piosenki czy covery. Chociażby El tango de Roxanne z Moulin Rouge!, Falling Slowly z Once, I dreamed a dream z Les Miserables. Przykładów mogę Wam wymieniać mnóstwo. W filmie #WSZYSTKOGRA wykonań zapadających w pamięć raczej nie znajdziecie. Przypomną Wam się znane i lubiane przeboje, takie, które kiedyś lubiliście, a o nich zapomnieliście. Ale nie zakochacie się w aranżacjach z filmu. Prędzej włączycie sobie ponownie całą płytę Ireny Santor (tak jak ja to zrobiłam) niż będziecie zapętlać Tych lat nie odda nikt w wykonaniu Stanisławy Celińskiej i Elizy Rycembel. Choć to chyba nie najlepszy przykład, bo akurat to wykonanie jest chyba najlepszym w całym filmie. Ale wcale nie to jest najgorsze. Najgorsze w tym filmie jest to (poza okropnym scenariuszem), że te wszystkie piosenki są wrzucone w fabułę bez ładu i składu.Podsumowując. Dopóki reżyserzy w Polsce nie zaczną przykładać o wiele większej wagi do dobrze napisanego scenariusza, to lepiej nie będzie. #WSZYSTKOGRA nie jest filmem ani dobrym, ani złym. Po tym co pokazywały zwiastuny byłam przygotowana na coś o wiele gorszego. Jeśli nie przepadacie za musicalami, to dzięki temu filmowi na pewno ich nie polubicie (a może nawet będzie na odwrót). Jeśli nie lubicie polskiego kina, to ten film Was do niego nie przekona. Ale może spędzicie całkiem przyjemne półtorej godziny w kinie (albo chociażby 40 minut). Ale do miana polskiego Mamma mia! jeszcze temu filmowi daleko (a wcale nie uważam, żeby Mamma mia! było jakimś bardzo dobrym filmem).
Ocena: 5/10
PS. Scena, w której Sebastian Fabijański tańczy na boisku z tancerzami - piłkarzami, śpiewając Ale wkoło jest wesoło przywiodła mi na myśl Zaca Efrona, który razem z tancerzami - koszykarzami śpiewał na boisku do kosza Get'cha head in the game w filmie High School Musical. W HSM wyglądało to jakoś lepiej.