poniedziałek, 30 lipca 2012

Mroczny Rycerz Powstaje (2012)...


Na nowego Batmana wybrałam się do kina bodajże dzień po premierze. I chociaż nie widziałam pierwszej części (zabierałam się do tego jakieś dziesięć razy i ani razu nie wytrwałam dłużej niż pół godziny), druga mi się nie podobała (oprócz postaci Jokera, która była mistrzowsko odegrana, zresztą o tym filmie możecie przeczytać TUTAJ), a Christiana Bale'a więcej niż nie cierpię (dosłownie nie jestem w stanie oglądać filmów, w których gra), to jednak postanowiłam wybrać się do kina i obejrzeć zakończenie słynnej trylogii Nolana na dużym ekranie. I powiem szczerze, że się nie zawiodłam. A nawet więcej. "Mroczny Rycerz powstaje" to świetne, może troszeczkę przydługie kino akcji z doborową obsadą. 


Akcja filmu toczy się osiem lat po zakończeniu wydarzeń z poprzedniej części. Po tak wielu latach braku przestępczości zorganizowanej w Gotham pojawia się Bane - człowiek, który pragnie tylko siać zniszczenie i zabić Batmana. 


W moim mniemaniu film jest rewelacyjny choć na pewno przydługi. 2 godziny i 45 minut filmu to właściwie 3 godziny siedzenia w sali kinowej. I chociaż (przede wszystkim w takie upały) nie mam nic przeciwko siedzeniu w klimatyzowanej sali kinowej nawet przez cały dzień (zresztą zaraz po Batmanie poszłam na nowego Spider-mana:P) to jednak momentami film mi się dłużył. Jednak po dłuższym zastanowieniu i przeanalizowaniu go scena po scenie, nie znalazłam tam ani jednej sceny, którą chciałabym wyciąć. Zakładam więc, że zakończenie trylogii po prostu musiało być tak długie. Dwa poprzednie filmy zresztą też nie były krótkie bo po dwie i pół godziny trwały. Tak czy siak, scenariusz, pomimo kilku dłużących się scen, jest jak najbardziej kompletny i wydaje mi się, że wyjaśnia wszystko co pozostawało niewyjaśnione. Podobało mi się także nawiązanie do pierwszej części poprzez zwrócenie uwagi na Ligę Cieni (widziałam tyle pierwszej części, że byłam w stanie załapać o co chodzi:)).


Zdecydowanie najlepszy plakat "Mroczny Rycerz powstaje" jaki widziałam


Jeżeli chodzi o obsadę to dobrana jest znakomicie. Chociaż nie cierpię Bale'a to jednak muszę przyznać, że złym aktorem nie jest, a do roli Batmana nadaje się znakomicie. W gruncie rzeczy, jak do tej pory był, moim zdaniem, najlepszym ze wszystkich poprzednich Batmanów. Anne Hathaway w roli Kobiety-Kota - świetny wybór. Muszę przyznać, że w tym czarnym obcisłym kombinezonie wyglądała naprawdę świetnie. Dalej Joseph Gordon-Levitt, którego osobiście naprawdę lubię. Chłopak jest naprawdę utalentowany i uważam, że jest jednym z najlepszych aktorów młodego pokolenia. Na temat Marion Cotillard nie mam nic do powiedzenia, bo moim zdaniem nie pokazała w tym filmie zbyt wiele. Jeśli chodzi o "weteranów", a mianowicie Gary'ego Oldmana, Michaela Caine'a i Morgana Freemana to jak zawsze trzymają swój poziom i na pewno są wartościową "ozdobą" dla filmu. Toma Hardy'ego, który zagrał Bane'a zostawiłam sobie na koniec. Zanim "Mroczny Rycerz powstaje" wszedł do kin przeczytałam mnóstwo negatywnych komentarzy na temat wyboru tego, a nie innego aktora do roli Bane'a. Dlaczego? Argumentacja właściwie wszystkich opierała się na jednej (podobno najważniejszej) rzeczy, a mianowicie wyglądzie aktora. Każdy pisał, że Hardy nie nadaje się do tej roli bo jest za niski, za chudy i za mało umięśniony. Przepraszam bardzo, ale od kiedy to oceniamy aktorów po wyglądzie? Żyjemy w czasach, w których wygląd aktora w filmie można bez problemu zmienić komputerowo. Z Hardym po raz pierwszy zetknęłam się oglądając "Szpiega" i od razu wpadł mi w oko. Mówiąc "wpadł mi w oko" mam na myśli, że zauważyłam, że jest to aktor, który zdecydowanie ma talent i wielki potencjał na naprawdę dobrego aktora. W "Mroczny Rycerz powstaje" dał z siebie wszystko. Specjalnie do tego filmu sporo przytył i "przypakował". I po obejrzeniu tego filmu jestem w stanie powiedzieć, że nie wyobrażam sobie żadnego innego aktora w tej roli. 


Pomimo wszystkich, prawdę mówiąc, niewielkich minusów osobiście uważam, że film jest rewelacyjny i chętnie obejrzę go ponownie. Nawet pomimo Christiana Bale'a:)


Ocena: 9/10

piątek, 20 lipca 2012

21 jump street (2012)...



Film, który miał być ponoć najlepszą komedią kryminalną wszech czasów okazał się, w moim mniemaniu, momentami zabawnym, przewidywalnym, typowym buddy film. Na początku poznajemy dwóch chłopaków. Obaj chodzą do liceum. Pierwszy to nieudacznik, kujon, przez wszystkich wyśmiewany Schmidt (Jonah Hill), a drugi to głupi jak but, ale za to przystojny, przez wszystkich uwielbiany sportowiec Jenko (Channing Tatum). Przenosimy się kilka lat w przód. Schmidt i Jenko spotykają się w szkole policyjnej. Jeden zaczyna pomagać drugiemu i tak zostają najlepszymi przyjaciółmi. Nie są jednak najlepszymi policjantami. Po nieudanej akcji w parku komendant wysyła ich do specjalnej jednostki, mieszczącej się w starym kościele przy 21 jump street, która zajmuje się wnikaniem do liceów i infiltrowaniem dilerów. Jako że nasi bohaterowie (podobno) wyglądają na tyle młodo żeby wtopić się w tłum licealistów zostają wysłani do jednej ze szkół. Na miejscu okazuje się jednak, że nic nie jest już takie jak te kilka lat wcześniej kiedy Schmidt i Jenko sami byli uczniami. Sportowcy nie są już tak popularni jak kiedyś. Największe wpływy mają ludzie pokroju Schidta, nieudacznicy, mądra, lubiąca teatr i dobre imprezy młodzież.


Film sam w sobie nie jest zły. Ma naprawdę dobre i zabawne momenty. Niestety nie są one w stanie nadrobić za cały film. I tak na początku oglądało mi się naprawdę dobrze, tak po ok. 45 minutach zaczął mi się film delikatnie dłużyć. Warto jednak doczekać do końca dla ciekawego rozwiązania całej sprawy i dla Johnny'ego Deppa. "21 jump street" jest bowiem oparty na popularnym w latach 80. serialu o tym samym tytule, serialu, który wypromował Johnny'ego Deppa. Tutaj możemy zobaczyć znanego aktora właściwie w epizodzie, ale za to niezwykle śmiesznym (? - może nie do końca), na pewno ciekawym.




W rolach głównych widzimy Jonaha Hilla i Channinga Tatuma. Pierwszy mnie zachwycił, drugiego mam już serdecznie dosyć i nie mogę już na niego patrzeć. Jonah Hill zdecydowanie (jak zwykle zresztą) zagrał na wysokim poziomie. Do tej roli (bądź przez nią, w końcu zagrać policjanta to spory wysiłek) sporo schudł. Wyglądał przez to dla mnie jakoś tak dziwnie. Jak nie on. Nie był niby chudy jak szkapa, ale muszę przyznać, że naprawdę sporo zrzucił. A blond włosy, które miał w tym filmie jakoś tak pogarszały jego wygląd. Wygląd na nie, gra aktorska zdecydowanie na tak. Jeżeli zaś chodzi o Channinga Tatuma. Mam już dosyć tego gościa. Nie mogę już na niego patrzeć. W "Step up" rzeczywiście mi się podobał, ale jego kolejne filmy, choć niektóre dość dobre, to jednak on mi w nich jakoś nie pasował. Zniosłam go jeszcze jakoś we "Wciąż ją kocham", ale "Dziewiąty legion" był już totalnym przegięciem. Zaczęłam ostatnio oglądać z tatą i wyszłam po 15 minutach. Najzwyczajniej w świecie drażni mnie ten gość. Jeżeli chodzi o grę aktorską w "21 jump street". Nie powala na kolana. Nie jest jednak aż tak źle żeby nie mogło być gorzej. Nie przeczę jednak, że chętnie widziałabym w tej roli jakiegokolwiek innego aktora. W dodatku, przepraszam bardzo, ale w którym miejscu on wygląda na licealistę? Wychudzony Jonah Hill rzeczywiście wygląda całkiem młodo, ale Tatum wygląda na czterdziestkę cokolwiek by z nim nie zrobić. 


Scenariusz niczego sobie, chociaż mógłby być zdecydowanie zabawniejszy. Sprawił jednak, że wytrzymałam do końca filmu, zamiast wyłączyć go w połowie, więc za to z pewnością wielki plus się należy;) Ciekawe jest to, że początkowo Channing Tatum odrzucił propozycję zagrania w "21 jump street" i to nawet dwukrotnie, ponieważ scenariusz mu się nie spodobał. Jednak Jonah Hill (który był także autorem pierwszej wersji scenariusza) poprosił go osobiście o to żeby w tym filmie zagrał, więc się zgodził. Dla mnie trochę dziwne, bo jeżeli scenariusz ci się nie podoba to go odrzucasz i raczej nikt ani nic cię nie powinno przekonać do tego żeby jednak w tym filmie zagrać. Na wielki plus zasługuje także muzyka, która zdecydowanie pasuje do filmu, tak przebój Eminema, jak i LMFAO.


Film raczej nie dla wszystkich. Zdecydowanie "młodzieżowy". Nie jestem do końca przekonana czy starszym się spodoba. Wypróbuję na moich rodzicach i dam wam znać:P Z pewnością jest to film, który można potraktować jako typowy "odmóżdżacz".




Jako, że mamy wakacje postanowiłam wprowadzić na moim blogu kilka zmian. Nie pojawią się one na pewno wszystkie naraz z dnia na dzień, ale powoli trochę się tu zmieni. Na początek recenzje będą się pojawiały znacznie częściej niż do tej pory, z tej prostej przyczyny, że teraz mam czas na to żeby oglądać więcej filmów. Pojawiać się będą także oceny dla każdego z filmów. Będzie to ta sama ocena, którą filmowi wystawiam na Filmwebie, tak więc jeżeli ktoś ma życzenie może obserwować to także na moim profilu (http://www.filmweb.pl/user/madzia19729) :)




Ocena dla "21 jump street": 6/10